Rozdział 17 "Ile można?"
Perspektywa Andi'ego
Dzień za dniem mijał nie ubłaganie szybko, a ślad po
dziewczynie zaginął. To już trzeci dzień poszukiwań. Trzeci dzień milczenia i
trzeci dzień zmartwień związanych z myślami gdzie ona jest i co się stało. Nie
mogłem pojąć jak można tak po prostu zapaść się pod ziemię i zagłuszyć cały
kontakt ze sobą. Ja wraz z Weroniką i chłopakami z naszej paczki przeszliśmy
całe Ruhpolding wzdłuż i wszerz i nic. Znaczy nie byliśmy w Starym Lesie, ale
nie poszliśmy tam dlatego, że nikt tam jeszcze nie był, a podobno dzieją się
tam dziwne rzeczy i z naszych przypuszczeń wynikało, że sama Si bałaby się tam
iść. Teraz siedzimy przed domem na schodach i myślimy
-Wellinger- odezwał się Marinus- ona jest Polką, nie?
-No, tak jakby
-To może poleciała do swoich rodziców
-I co mam wsiąść w samolot i lecieć do Polski tylko dlatego,
że tak przypuszczasz?
-Cioto istnieją teraz takie rozwiązania jak telefon i numer
prawda?
-Nie wyzywaj mnie! Jakbyś nie spał przez cztery dni sam byś
mówił jak ćpun
-Ha ha ha ćpałeś?!
-Stul ryj!
-No chyba ty!
-Nie ja! Bo ja nie zaczynam jak jakieś małe dziecko tylko ty,
więc weź się ogarnij, odpieprz ode mnie i daj mi święty spokój
-Zamknijcie się obydwaj,debile jedne! -wrzasnęła na nas
Weronika-zaraz zadzwonię do jej rodziców chociaż to raczej nie będzie przyjemna
rozmowa bo Si kontaktowała się z nimi ostatni raz jakiś czas temu tylko po to
żeby wyłudzić trochę hajsu -mówiąc to przyłożyła telefon do twarzy oczekując aż
któreś z rodziców Si odbierze
-...
-Dzień dobry z tej strony Weronika... Zaistniała u nas w Niemczech
dość napięta sytuacja. Si zniknęła w dość dziwnych okolicznościach i dzwonię z
pytaniem czy przypadkiem nie wróciła do domu do Polski
-...
-Aha... Dobrze rozumiem dziękuję i nie przeszkadzam. Do
usłyszenia-dziewczyna rozłączyła, się a ja niezwłocznie zapytałem
-I co?
-Odebrał jej ojciec i stwierdził, że Stefanii w Polsce nie
ma i choćby ją siłą zmuszali to by do Polski nie wróciła
-Kurde czyli znów zaczynamy od zera
-Ale nie byliśmy w Starym Lesie może tam polazła
-Śmiem w to wątpić to nie jest przyjemnie miejsce tam wręcz
straszy
-A ten już będzie czarował! Ucisz się i zbieraj tyłek
idziemy tam! Reszta słyszy? Idziemy do Starego Lasu!
-No chyba cię pieprznęło- zwrócił się jak dotąd wielce
spokojny Richard
-Nie pieprznęło, nie pieprzenęło ja tylko zbieram słuszne
informacje, z których wynika iż to ostatnie miejsce na tym zadupiu, gdzie może
być nasza księżniczka
-Ale tam straszy!
-Nie rozpłacz się!
Boże jaka ona jest cięta... Nie poznaję jej. Jak je poznałem
były po prostu trochę walniętymi imprezowiczkami, ale teraz wychodzi na jaw, to
że jeszcze przy okazji wrednymi jędzami .W każdym razie na to wynika. Poszliśmy
za Weroniką ku lasowi. Cała czwórka trzepała gaciami łącznie ze mną ,a Weronika
jakby nigdy nic. Ona chyba nie zna żadnej historii związanej z tym miejscem
gdzie ludzie się wieszają, zabijają albo są topieni przez innych morderców.
Weszliśmy w "strefę" leśną. Wszyscy udawali twardych, a w głębi bali
się jak małe dzieci. Ale cóż mus to mus trzeba iść. Szliśmy wąską ścieżką, a im
bardziej się zagłębialiśmy tym bardziej mrocznie się robiło. Wokół tylko
ciemność i drzewa. Weronika krzyknęła "Si jesteś tu?!", a w powietrzu
rozeszło się echo powtarzające słowo co najmniej trzy razy, ale żadnej
odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Po chwili rozeszliśmy się każdy w inną stronę
umawiając się słownie na miejsce, do którego mamy wszyscy wrócić. Szedłem i szedłem
i się na czymś potknąłem. Zakląłem pod nosem, ale jak zobaczyłem o co się
potknąłem odskoczyłem z obrzydzenia na co najmniej metr.
Witam znów po dość długim czasie... Rozdział beznadziejny wiem ale od wczoraj tylko się tnę i rozpaczam :P Mimo wszystko proszę o jakikolwiek komentarz świadczący o tym że ktokolwiek to czyta :) Pozdrawiam i do następnego ;)