piątek, 20 listopada 2015

Rozdział 18 "Już nigdy nie zdążę tego powiedzieć!"
*Perspektywa Andreasa*
Zacząłem krzyczeć jak mała wystraszona dziewczynka, ale jakby ktoś wywalił się na tym na czym ja sam by się wystraszył. Początkowo myślałem, że to korzeń drzewa, ale jak bliżej się przyjrzałem to stwierdziłem, że spod ziemi wystaje kawałek ręki z dłonią. Szybko zacząłem przekopywać miejsce skąd wystawała ręka i modliłem się o jedno "Żeby to nie była ona! Żeby to nie była Si". Po chwili grzebania w błocie udało mi się zgarnąć ziemię z całego ciała osoby. Moje modlitwy na nic się zdały. To była ona. Przeżyłem traumę. Kiedy zobaczyłem ją , jej twarz szybko chwyciłem za jej ramiona usiadłem i przeciągnąłem jej głowę na moje nogi. Jeszcze z  resztkami beznadziejnej nadziei zacząłem ją klepać po policzkach
-Si obudź się! Nie rób mi tego! Nie możesz! Rozumiesz nie możesz! Ja cię kocham! Zrozum! Si zostawiaj mnie tu samego! Ja cię kocham! Kocham najbardziej na świecie! Kocham...-rozkleiłem się totalnie, zacząłem ryczeć ,a przez łzy szarpałem dziewczyną dalej myśląc ,że jeszcze żyje. Nie dało to żadnego rezultatu. Stefania była martwa. Moja ukochana dziewczynka była martwa. Nie żyła. Miłość mojego życia była zimna i spoczywała na moich kolanach. Trzymałem trupa. Po chwili do mnie przybiegła cała reszta, która zapewne usłyszała moje wrzaski. Wszyscy próbowali ją obudzić, pytali jak to się stało, jak ją znalazłem ,a ja nie byłem w stanie wypowiedzieć ani jednego najmniejszego słówka.
***
Minęły dwa dni. Nadeszła najgorsza chwila mojego życia. Pogrzeb kogoś kogo kochałem, a nigdy nie zdążyłem mu tego wyznać. Cała kadra Niemiec i Austrii zawitała na pogrzebie. Nie był on tłumny był raczej skromny. Wszędzie było pełno czerni. Nie tylko ubiór wszystkich zgromadzonych i nagrobek wraz z trumną,ale pogoda też jakby przeżywała to wszystko razem z nami, bo niebo miało kolor ciemnego granatu i gdzieniegdzie pojawiały się drobne błyski.
***

Już po pogrzebie siedząc w domu oglądałem nasze wspólne zdjęcia. Myślałem, że zaraz stracę życie. Wszędzie była ona uśmiechnięta, wesoła i rozpromieniona. Robiła dziwne miny ,wygłupiała się. Robiła mi na złość i lubiła mnie denerwować. A teraz to wszystko zniknęło. Zniknął sens życia...





Moi kochani czytelnicy. Blog dobiegł końca rozdział ostatni krótki wiem. Mam nadzieję że historia wam się podobała. Mam na myśli całokształt. Dziękuję za czytanie. Pozdrawiam sAndi 

środa, 16 września 2015

Rozdział 17 "Ile można?"
Perspektywa Andi'ego
Dzień za dniem mijał nie ubłaganie szybko, a ślad po dziewczynie zaginął. To już trzeci dzień poszukiwań. Trzeci dzień milczenia i trzeci dzień zmartwień związanych z myślami gdzie ona jest i co się stało. Nie mogłem pojąć jak można tak po prostu zapaść się pod ziemię i zagłuszyć cały kontakt ze sobą. Ja wraz z Weroniką i chłopakami z naszej paczki przeszliśmy całe Ruhpolding wzdłuż i wszerz i nic. Znaczy nie byliśmy w Starym Lesie, ale nie poszliśmy tam dlatego, że nikt tam jeszcze nie był, a podobno dzieją się tam dziwne rzeczy i z naszych przypuszczeń wynikało, że sama Si bałaby się tam iść. Teraz siedzimy przed domem na schodach i myślimy
-Wellinger- odezwał się Marinus- ona jest Polką, nie?
-No, tak jakby
-To może poleciała do swoich rodziców
-I co mam wsiąść w samolot i lecieć do Polski tylko dlatego, że tak przypuszczasz?
-Cioto istnieją teraz takie rozwiązania jak telefon i numer prawda?
-Nie wyzywaj mnie! Jakbyś nie spał przez cztery dni sam byś mówił jak ćpun
-Ha ha ha ćpałeś?!
-Stul ryj!
-No chyba ty!
-Nie ja! Bo ja nie zaczynam jak jakieś małe dziecko tylko ty, więc weź się ogarnij, odpieprz ode mnie i daj mi święty spokój
-Zamknijcie się obydwaj,debile jedne! -wrzasnęła na nas Weronika-zaraz zadzwonię do jej rodziców chociaż to raczej nie będzie przyjemna rozmowa bo Si kontaktowała się z nimi ostatni raz jakiś czas temu tylko po to żeby wyłudzić trochę hajsu -mówiąc to przyłożyła telefon do twarzy oczekując aż któreś z rodziców Si odbierze
-...
-Dzień dobry z tej strony Weronika... Zaistniała u nas w Niemczech dość napięta sytuacja. Si zniknęła w dość dziwnych okolicznościach i dzwonię z pytaniem czy przypadkiem nie wróciła do domu do Polski
-...
-Aha... Dobrze rozumiem dziękuję i nie przeszkadzam. Do usłyszenia-dziewczyna rozłączyła, się a ja niezwłocznie zapytałem
-I co?
-Odebrał jej ojciec i stwierdził, że Stefanii w Polsce nie ma i choćby ją siłą zmuszali to by do Polski nie wróciła
-Kurde czyli znów zaczynamy od zera
-Ale nie byliśmy w Starym Lesie może tam polazła
-Śmiem w to wątpić to nie jest przyjemnie miejsce tam wręcz straszy
-A ten już będzie czarował! Ucisz się i zbieraj tyłek idziemy tam! Reszta słyszy? Idziemy do Starego Lasu!
-No chyba cię pieprznęło- zwrócił się jak dotąd wielce spokojny Richard
-Nie pieprznęło, nie pieprzenęło ja tylko zbieram słuszne informacje, z których wynika iż to ostatnie miejsce na tym zadupiu, gdzie może być nasza księżniczka
-Ale tam straszy!
-Nie rozpłacz się!

Boże jaka ona jest cięta... Nie poznaję jej. Jak je poznałem były po prostu trochę walniętymi imprezowiczkami, ale teraz wychodzi na jaw, to że jeszcze przy okazji wrednymi jędzami .W każdym razie na to wynika. Poszliśmy za Weroniką ku lasowi. Cała czwórka trzepała gaciami łącznie ze mną ,a Weronika jakby nigdy nic. Ona chyba nie zna żadnej historii związanej z tym miejscem gdzie ludzie się wieszają, zabijają albo są topieni przez innych morderców. Weszliśmy w "strefę" leśną. Wszyscy udawali twardych, a w głębi bali się jak małe dzieci. Ale cóż mus to mus trzeba iść. Szliśmy wąską ścieżką, a im bardziej się zagłębialiśmy tym bardziej mrocznie się robiło. Wokół tylko ciemność i drzewa. Weronika krzyknęła "Si jesteś tu?!", a w powietrzu rozeszło się echo powtarzające słowo co najmniej trzy razy, ale żadnej odpowiedzi nie uzyskaliśmy. Po chwili rozeszliśmy się każdy w inną stronę umawiając się słownie na miejsce, do którego mamy wszyscy wrócić. Szedłem i szedłem i się na czymś potknąłem. Zakląłem pod nosem, ale jak zobaczyłem o co się potknąłem odskoczyłem z obrzydzenia na co najmniej metr.   



Witam znów po dość długim czasie... Rozdział beznadziejny wiem ale od wczoraj tylko się tnę i rozpaczam :P Mimo wszystko proszę o jakikolwiek komentarz świadczący o tym że ktokolwiek to czyta :) Pozdrawiam i do następnego ;) 

sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział 16 "Nie wytrzymam. Podjadę się!"
Siedziałam jeszcze chwilę w kawiarni wpatrując się w otwarte ówcześnie przez Monikę drzwi. Życie zawaliło się jej, ale i mnie. "Czy ja zawsze wszystkim muszę rozwalać życie?!" zapytałam sama siebie w głębi duszy. Jeszcze chwilę później mój umysł zaczął wymyślać wszelakie scenariusze "jak ja się pokaże w szkole?" ,"czy ona kiedyś mi wybaczy?", "Jak będą wyglądać moje relacje z Wellingerem?"... Z zamyślenia wyrwało mnie chrząknięcie kelnera
-Tak? -zapytałam
-Podać coś?
-Nie... Dziękuję bardzo, ale ja już wychodzę... Do widzenia-z lekkim zakłopotaniem opuściłam kawiarnię. Na polu powiewał chłodny wiaterek, który ochładzał nieco bardzo upalny dzień. Stałam na chodniku i miałam wrażenie, że każda osoba, która obok mnie przeszła mnie nienawidziła... Wzrok ludzi przeszywał mnie na wylot. Wcześniej czułam emitującą radość od innych ludzi, a teraz gorycz i złość mimo iż większość z nich nawet mnie nie znała. W jednej chwili zaczęłam biec. Przepychałam się pomiędzy tłumami ludzi, niektórych przewracając ,a innych strącając z chodnika. Nikt nie usłyszał ode mnie najdrobniejszego "przepraszam ".Biegnąc przed siebie niczym na maratonie dotarłam do jednego z licznych w tym rejonie lasu. Panowała w nim przerażająca cisza, przeszywana niekiedy jęczeniem starych, zmęczonych drzew. Miejsce, w którym się znajdowałam przysparzało mi skojarzenia z mrocznymi krainami z bajek Disneya. Czułam jak wszystko co mnie otacza mnie nienawidzi. Nie ważne, że drzewa czy krzewy nie mają umysłu, ale i tak czułam, że mnie nienawidzą. Znów dostawałam ataków depresji i smutku z powodu doskwierającej samotności. Powoli traciłam wszystkich. Andi okazał się zupełnie kimś innym kim wydawał się być, Weronika powoli miała mnie dość (w każdym bądź razie miałam takie wrażenie), Monika mnie nie znosi i znając jej popularność w szkole i w klasie nastawi przeciwko mnie też innych, a z rodzicami nie utrzymuję kontaktu czyli na to wychodzi, że wszystko stało się nędzne i bezwartościowe. Usiadłam pod drzewem opierając się o jego pień. Czułam się tak okropnie, że marzyłam tylko o tym żeby usnąć i nigdy się nie obudzić.
*Oczami Andreasa*
Po całym zajściu obok parku linowego spakowałem się, rzuciłem krótkie "cześć" kolegom i trenerowi po czym odjechałem kierując się ku domu, po drodze próbując skontaktować się ze Stefanią. Jednak nadaremnie, cały czas nie odbierała, a na koniec włączała się sekretarka co świadczyło o tym ,że albo wyłączyła telefon, albo jej się rozładował lub nie ma zasięgu.  No cóż odpuściłem. Później zaparkowałem samochód pod domem wszedłem do środka i od samego progu zostałem zaatakowany przez moją mamę, żebym zjadł zaległy  obiad, którego nie raczyłem zjeść przed wyjazdem.
-Andreas obiad masz na kuchence i idź zjeść od razu bo wystygnie!
-Dzięki mamo, ale nie jestem głodny-rzuciłem hasłem i prędko pobiegłem do swojego pokoju gdzie rzuciłem się na moje wielce wygodne wyrko. Następnie podłączając słuchawki do telefonu włączyłem piosenkę "Numb" zespołu Linkin Park, którą dostałem od Si za jedną z jej ulubionych .Była całkiem fajna. Później po niej włączyłem "Don't stay", "Faint" również tego samego zespołu. Nawet nie wiedziałem ,że w tak szybkim tempie da się zmienić gatunek muzyczny z powolniej muzyki klasycznej i pop'owej na rock mieszany z metalem i rapem. Minuty mijały szybko prawie tak szybko jak wszystkie utwory odtwarzane ze smartfona. Nawet nie zdążyłem spostrzec   kiedy z godziny 17:40 zrobiła się 19:00. Wtedy odłączyłem słuchawki i po raz kolejny wybrałem numer dziewczyny z naprzeciwka .Jednak żadnych rezultatów oprócz "Cześć tu Si jeśli nie możesz się dodzwonić zostaw wiadomość chętnie ją wysłucham" postanowiłem nagrać wiadomość "Cześć Stefaniu wiem, że nie chcesz mnie widzieć bo zachowałem się jak ostatni kawał dupka,ale błagam daj mi chociaż szansę to wszystko wytłumaczyć na spokojnie... Odezwij się proszę cię. Twój Andi". Po chwili namysłu wyjrzałem przez okno i stwierdziłem, że nic złego się nie stanie jeśli złożę Si drobną wizytę. Wybiegając z domu niczym błyskawica przebiegłem przez drogę i zacząłem się dobijać do drzwi mojej sąsiadki. Po kilku sekundach  w drzwiach ujrzałem jej współlokatorkę.
-Cześć Weri, zastałem może Stefanię?
-To nie ma jej u ciebie?
-Nie, a co?
-Nic tylko wbiegła do domu jak torpeda, a wybiegła jeszcze szybciej więc stwierdziłam ,że polazła do ciebie
-Nie... Mieliśmy drobne spiny i tak wyszło, że chciałem z nią pogadać
-A dzwoniłeś do niej?
-Z tysiąc razy, ale ma wyłączony telefon
-Hym... No nie wiem... Słuchaj wejdź, może wróci...
-Dobrze...

Wszedłem do domu i usiadłem na kanapie. Mijała minuta za minutą i godzina za godziną w tym czasie wypiłem dwie herbaty i wypaliłem trzy papierosy... Tak ja czasem palę... Bardzo się martwiłem o moją najbliższą przyjaciółkę, do której zaczynałem czuć coś więcej niż tylko przyjaźń.            



Hejoooo :* Wiem nie było mnie aże dwa miesiące, ale w czerwcu brak czasu, a teraz wakacje... sami rozumiecie :) Jednak teraz zmobilizowałam się i postanowiłam napisać ten rozdział :) Zapraszam do czytania i komentowania :) Ps. Powolutku zbliżamy się do końca zostały nam tylko 4 rozdziały, które postaram się dać jeszcze w tym miesiącu :* Miłego czytania i do następnego ^^

poniedziałek, 15 czerwca 2015



Rozdział 15 "Dlaczego mnie kłamałeś?"
*oczami Si*
Tak się bałam, że straciłam przytomność. Teraz jestem w karetce. Naturalne pytania jak się czuję, czy coś mnie boli i takie tam. Na moje szczęście wywiad nie trwał długo. Najnormalniej na świecie lekarz stwierdził, że to wszystko było spowodowane przez nic innego jak strach. Po paru minutach mogłam już wrócić do chłopaków. Zaczęli mnie pytać kolejno czy już wszystko dobrze itd. Jednak zdziwiło mnie zachowanie Andreasa. Nie raczył podejść odezwać się ani nic. Nie rozumiałam tego. W dodatku siedział taki jakiś zmartwiony, a może zamyślony. Bez wahania przeprosiłam chłopaków i podeszłam do niego
-Co jest Andi?
-A co ma być?
-No, bo masz taką smutną buźkę
-Nie zawsze się da uśmiechać uwierz. A co z tobą?
-Dobrze. Nic mi nie jest
-Przepraszam to przeze mnie
-Nie mów tak
-Ale taka prawda... Chociaż w zasadzie też mogłaś powiedzieć ,że się boisz
-Wyszłabym na kretynkę
-Nie wyszłabyś na żadną kretynkę... A co jakby ci się coś stało
-To spełniłoby się moje największe marzenie
-To znaczy?
-Umarłabym
-Proszę cię nie mów tak
-Czemu?
-Bo mi na tobie zależy i nie mogę słuchać jak ty mówisz takie rzeczy... Chodź tu-pociągnął mnie za rękę w wyniku czego usiadłam mu na kolanach- słuchaj kwiatuszku muszę ci coś wytłumaczyć zanim będzie za późno
-Dobrze, a więc o co chodzi?
-No, bo ja nie byłem z tobą do końca szczery
-Eee... Ale w jakim sensie?
-Na samym początku powiedziałem, ci że jestem całkiem wolny nikogo nie mam... To było kłamstwo cały czas wtedy chodziłem z Moniką
-Co?!-zerwałam się na równe nogi
-Ale już z nią zerwałem! Możemy być razem!
-A czy ja kiedykolwiek powiedziałam, że chcę z tobą chodzić?! Na razie jesteś moim przyjacielem i tylko przyjacielem! A w ogóle jak mogłeś mnie tak perfidnie okłamać?! Jak mogłeś?!
-Przepraszam. Błagam wybacz mi nie chciałem żeby to tak wyszło
-Słuchaj ja się muszę teraz w ogóle zastanowić czy nasza znajomość ma jeszcze sens, a tymczasem żegnam
-Ale Si!
-Pa!
Jak mogłam być taka głupia i nie skapnąć, się że on ma dziewczynę. Przecież on ma całą obstawę bo nie dość ,że sportowiec to jeszcze przystojny, a czego ja się mogłam spodziewać. Że polubi, a może pokocha taką szarą myszkę jak ja? Byłam kompletną idiotką. Tymczasem zadzwoniłam po taksówkę
-Dzień dobry chciałabym zamówić taksówkę pod Park Linowy w Oberstdorfie
-Dzień dobry dobrze będzie za około 5 minut
-Dziękuję bardzo
-Proszę
-Do widzenia
-Do usłyszenia  
Rozłączyłam się i poszłam w kierunku wyjścia z parku linowego. Po chwili poczułam dłoń na moim ramieniu. Odwróciłam się
-Si proszę!
-Wellinger odwal się! Daj mi spokój!  Nie chcę nic co związane z tobą! I wstydzę się tego, że nie zauważyłam tych wszystkich dziewczyn, które na ciebie lecą, a ty sobie wybierasz, która lepsza
-Ale to nie prawda!
-Prawda! Właśnie taka jest prawda! A teraz żegnam
Wsiadłam do taksówki, która przed chwilą podjechała. Słyszałam jeszcze przez chwile krzyki Wellingera, że to nie tak jak myślę ,że to naprawi, a dodatkowo widziałam jak jeszcze przez chwilę biegł za samochodem, ale nie robiłam sobie z tego nic. Ja go polubiłam, nawet bardzo. Tak bardzo, bardzo wiecie. A on jednak okazał się być zwykłym dupkiem. Z Oberstdorfu do Ruhpolding jechało się około 2 godziny. Nawet szybko mi to minęło. Cały czas zajmowałam się głównie rozmyślaniem nad sensem mojego życia, którego stopniowo coraz bardziej nie dostrzegałam. Byłam już pod domem
-Dziękuję-rzuciłam hasło wysiadając z pojazdu. Szybkim krokiem minęłam próg domu. Już w środku zastałam zaspaną Weronikę
-Witam księżniczko- rzekła
-Cześć
-Tak się zastanawiam czy czasem nie mogłabyś łaskawie powiedzieć gdzie leziesz
-Nie jestem małym dzieckiem żeby ci się spowiadać ok?
-O Jezu coś ty taka wredna
-Nie twój interes
-A może jednak
-Odwal się ok?
-No dobra spokojnie
-A idź pani
Olałam przyjaciółkę i poszłam na górę do swojego pokoju. Tam naturalnie zamknęłam drzwi na klucz i włączyłam płytę Linkin Park o tytule "Meteora"- jedna z moich ukochanych. Włączyłam wieżę na 70% i rzuciłam się na łóżko. Na razie nie było ani jednej rzeczy, o której bym mogła pomyśleć oprócz tego co zaistniało raptem 2 godziny temu. Nie mogłam eis z tym pogodzić. Nie umiałam. Moje życie stawało się coraz bardziej beznadziejne. A teraz jeszcze zastanawiałam, się o którą Monikę mu chodziło... Bo jeżeli to ta z mojej, a raczej naszej klasy to ja się chyba potnę. Ciekawość mnie zżerała. Otworzyłam laptopa. Tam szybko weszłam na Facebooka i zobaczyłam że jest dostępna. Bez wahania do niej napisałam
Ty:
"Cześć Monika. Mam sprawę. Czy mogłybyśmy się dziś spotkać gdzieś na kawie?"
Monika:
"Cześć. Nie wiem czy to odpowiednia chwila"
Ty:
"Jednak nalegałabym"
Monika:
"No dobrze, ale nie długo... Mam nadzieję, że masz naprawdę duży powód żeby mnie jeszcze bardziej dołować. Spotkajmy się w kawiarence na rogu ulicy Strasberga za 10 minut."
Ty:
"Ok"
Po tym szybko ubrałam się w rurki i koszulę w kratkę, a do tego trampki. Jeszcze tylko ogarnęłam włosy, bo byłam nieźle rozczochrana. Wszystko zajęło mi 10 min. Na koniec biegiem zmierzyłam 1/3 miasta aby dotrzeć do kawiarni. Naturalnie się spóźniłam
-Cześć, przepraszam za spóźnienie
-Cześć nie szkodzi
-Coś się stało?
-A tam tylko chłopak ze mną zerwał-po jej policzku spłynęła łza
-A kto był tym chłopakiem?
-Czy to ważnie?
-Poniekąd tak
-Wellinger ten cham, który zrywa SMS-em!
-Wellinger?! Zerwał przez SMS-a?
-Tak!
-Mogę przeczytać?
-Jeśli koniecznie chcesz- Dała mi telefon, a ja wszystko sobie przeczytałam i poukładałam
-Masakra
-Wiem... I to dla jakiejś innej
-Wiesz muszę chyba coś powiedzieć
-Co takiego?
-No bo... Byłam dziś z nim w parku linowym i mi powiedz...
-To ty jesteś tą inną! Jak mogłaś!
-Przepraszam ja nie chciałam
-Ty!- dostałam z liścia w twarz i popatrzyłam za wybiegającą z budynku całą we łzach Moniką. Było mi jej szkoda. Nasiliło mi się poczucie winy. Poczucie, że zrujnowałam jej życie.   




Elo melo :) Sorka że znów spóźniłam i to o ile ale mam ostatnio straszny limit czasowy... Wybaczycie no nie? A swoją drogą podoba wam się? Chcecie kolejny? Pozdro sAndi :D
  

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 14 "Co za dzieci z tych facetów"
Kiedy wszyscy z wszystkimi się poznaliśmy udaliśmy się w zabawę. Najpierw ściana wspinaczkowa... Nic trudnego. Weszłam na nią w parę sekund zresztą tak samo jak moi koledzy. Później był powietrzny mostek... Jesteś przypięta liną i przechodzisz po linie.Nic trudniejszego. Jednak kiedy był zjazd linowy nad wodą i to jeszcze z taką wysokością poczułam zagrożenie. Chłopaki prócz Andreasa byli już na drugiej stronie liny. Teraz moja kolej. Za mną Andi, a jak patrzę w dół to się zastanawiam czy jest mi bardziej słabo czy niedobrze.
-Si wszystko w porządku? Chyba się nie boisz?
-Ja?! Gdzie?! Ciekawe czego mam się bać!
-No nie wiem wyglądasz tak jakbyś zaraz miała zgon zaliczyć
-Ja się nie boję!-ale ze mnie kretynka. Kogo ja próbuję oszukać? Chyba tylko siebie. Ale już wcisnęłam kit Andreasowi jaka ja to odważna nie jestem więc muszę... Raz, dwa, trzy! I jadę! Ni stąd  zaczęłam się drzeć jak idiotka, a kiedy byłam parę centymetrów nad wodą zrobiło mi się bardzo gorąco. Oddech zaczął być nieregularny. Odleciałam.
*oczami Andreasa*
Si wyglądała jakby zaraz miała umrzeć. Ale skoro zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku i że w ogóle się nie boi pościłem ją na ten zjazd. Jednak widok w połowie drogi kiedy człowiek prawie styka się z wodą przeraził mnie. Si chyba straciła przytomność i teraz tylko linka trzymała ją nad wodą głębokości 9 metrów.Chłopaki stojący na platformie z drugiej strony ucichli. A ja bez chwili wahania puściłem się i zjechałem do niej.Wisiała głową w dół, a niebieskie końcówki jej włosów były w wodzie. Wyglądało to tak jakby ktoś ją zaczarował w jakiś sen i tylko unosił delikatnie nad taflą wody. Ja spanikowałem.Zacząłem wykrzykiwać jak małe dziecko
-Si obudź się! Si nie rób mi tego!-po prostu jak scena z Titanica z tym, że woda nie wynosiła 5 stopni, a 20 i nie byliśmy w wodzie, a nad nią.-Stefaniu obudź się! Stefani!
-Przyciągnij ją tutaj!-usłyszałem głos mojego trenera
-Dobrze! -zrobiłem z swoich nóg "krzesełko" na którym trzymałem dziewczynę, a sam podciągając się na linie zjazdowej próbowałem dotrzeć do moich znajomych.Po paru chwilach udała mi się ta sztuka. Byłem już u góry.
-Odepnijcie ją!-wydałem polecenie
-Już, już!-odpowiedzieli prawie jednocześnie Marinus i Karl. Jak im kazałem tak i zrobili. Odpięli Stefanię i położyli ją a Werner zaczął sprawdzać podstawowe rzeczy... Czy oddycha itd.I tu był problem... Nie oddychała
-Nie oddycha! Chłopaki migusiem do samochodu po apteczkę i zadzwońcie na pogotowie!-wydzierał się Werner-Wellinger ty nie masz dziewczyny więc brać się za sztuczne oddychanie!
-Jak nie mam?! A Monika to co?
-Czyli Monika jest ważniejsza od twojej Si?
-No nie...
-To nad czym się ty jeszcze zastanawiasz?
-Już!-wziąłem się za robotę... Najpierw masaż serca później to co było chyba najbardziej krępujące... Tzw. "usta usta". Chociaż z drugiej strony mogłem wreszcie zasmakować w jej ustach.I to było wspaniałe. I przy okazji moja ukochana się przebudzała. Powoli bo powoli ale się przebudzała. Boże Wellinger co ty chrzanisz?! Przecież masz inną dziewczynę! Przecież zranisz Si! Twoją małą Si! Znowu chcesz wszystko zepsuć?! Człowieku opamiętaj się!-z tajemniczego zamyślenia wyciągnęło mnie uderzenie od Marinusa w twarz
-Stary pobudka co jest z tobą?! Dziewczyna się ciebie pyta, a ty zamyślasz się!
-Co?! Si obudziłaś się!Boże obudziłaś się!-tak jakoś ją przytuliłem-czemu mi nie powiedziałaś, że się boisz?!
-Nie chciałam wyjść na mięczaka
-Si... Moja głupiutka Si... Ja bym się nigdy z ciebie nie śmiał... Wręcz przeciwnie się zamartwiałem.
-Na prawdę?
-Na prawdę... Uwierz mi nie wybaczył bym sobie gdyby ci się coś stało
-Ekhem... Nie chcę przeszkadzać wam amorki ale karetka przyjechała więc dobrze by było gdyby cię zbadali-zaczął Werner
-On ma rację... Chodź-powiedziałem podając dziewczynie rękę i pomogłem zejść z umiejscowionej na drzewie platformie. Już na dole oddałem ją w ręce lekarzy.Dobijał mnie tylko fakt, że oszukuję dwie dziewczyny i samego siebie. Ale nie mogłem sobie wyobrazić życia bez Stefani. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem do Moniki
Ty:
"Droga Moniko... Bardzo cię lubię ale niestety ze smutkiem muszę to napisać, że z nami koniec!"
Nie długo później dostałem odpowiedź
Od Monika Kristis:
"Co?!! Andreas jak to?!! Ja cię kocham! Nie możesz mnie zostawić! Nie teraz! Błagam zostań!"
Ty:
"Przepraszam... Nie pisz już do mnie"
Od Monika Kristis:
"Andi nie! Błagam!"
Ty:
"Sorry"

 Zakończyłem tą znajomość ale miałem poczucie, że zachowałem się jak ostatni dupek. Zerwałem z dziewczyną przez SMS-a nie dając jej ani słowa wyjaśnienia. Jednak byłem pewny, że w szkole jej nie uniknę. Chodziłem z nią do klasy lecz zawsze próbowałem ukryć, że jest moją dziewczyną. Sam nie wiem dlaczego. Byłem w niej zakochany po uszy aż do czasu kiedy w moje życie wkręciły się te dwie sąsiadeczki. Weronika i Stefania. Przez Si zraniłem moją dziewczynę ale znowu nie umiałem sobie wyobrazić że mógłbym zranić Stefanię w tak bezczelny sposób i to po raz drugi. Zostałem sam ze sobą.

Witaaam :* Przepraszam was bardzo że tak długo czekaliście ale szkoła i te rzeczy... Teraz myślę że będę miała więcej czasu to będę częściej albo chociaż regularnie dodawać posty :) Swoją drogą proszę o komenty bo mam wrażenie że już prawie nikt mnie nie czyta :)

niedziela, 17 maja 2015



Rozdział 13 "Miłość istnieje?!"
Siedziałam na tych wszystkich lekcjach jak jakaś ostatnia sierota... Słuchałam nauczycieli sposobem "jednym uchem wleciało drugim wyleciało". Sebastian był bardziej skupiony na moim nastroju, a nie na lekcji...
-Si co ci?
-Mówiłam już, że nic!
-Dobra spokojnie...
-Przepraszam nie przeszkadzam państwu-zapytał profesor kierując się do nas
-Przepraszam...-odpowiedziałam
-Nie masz za co... Po prostu słuchaj, bo pojutrze sprawdzian z geografii Bawarii
Nauczyciel wrócił do poprzedniego zajęcia... Mianowicie do bazgrolenia czegoś na tablicy..
.
***
Dzień w szkole był mało zaskakujący... Wera nie przyszła, bo znając ją była dalej nawalona jak szpak. Andi się do mnie nie odzywał co mnie bolało najbardziej... Wtedy jedyną osobą na którą mogłam liczyć był Sebastian mimo iż mieliśmy zdecydowanie odległe charaktery... Po skończonych zajęciach wyszłam z budynku... Po chwili poczułam, że ktoś mnie ciągnie za rękę... Myślałam, że to Andreas ale myliłam się jak ta osoba przycisnęła mnie do ściany... Był to dosyć wysoki brunet z niebieskimi oczami prawie jak każdy Niemiec. Widać było, że jest starszy... Na oko miał 22 lata.
-Gościu czego chcesz?!-zapytałam z wielce oburzonym tonem w głosie
-Dawaj kluczyki!
-Do samochodu?! Po moim trupie!- powiedziałam ironicznie
-Da się zrobić-w lewej ręce trzymał nóż
-Nie dam ci kluczyków, a jeśli mnie zaraz nie puścisz zacznę krzyczeć!
-Wtedy pożałujesz tego szczególnie!
-Nie dam ci kluczy!
-Sama chciałaś-przyłożył mi ostrze do gardła-Na pewno nie chcesz współpracować ?
-Nie oddam!- dostałam przyspieszonej akcji serca... Byłam zdyszana jakbym biegła kilka kilometrów... Już myślałam, że zaraz padnę trupem z ręki tego chłopaka kiedy w ostatnim momencie usłyszałam dobrze znany mi głos... Głos Andreasa
-Zostaw ją!- rzucił się na tego chłopaka bijąc go po twarzy... Ja byłam dalej przerażona delikatnie to ujmując... Musiałam chwilowo dojść do siebie... Usiadłam i oparłam się o ścianę, następnie schowałam głowę w kolana... Siedziałam tak przez chwilkę po czym poczułam dłoń na moim ramieniu
-Wszystko  dobrze? Nic ci nie zrobił?- ku mojemu zdziwieniu Andreas się mną zainteresował
-Jest dobrze dziękuję...-wyszeptałam przez łzy
-Dlaczego płaczesz?
-Bo cię straciłam... Przez moją głupotę zepsułam naszą znajomość -chłopak zaczął się śmiać-Przecież nawet nie chcesz słuchać jak cię próbowałam przeprosić
-Si głuptasku już ci dawno przebaczyłem tylko byłem ciekawy czy ci na mnie zależy dlatego udawałem obrażonego
-Ty głupku!- zaczęliśmy się śmiać, a ja wtuliłam się w Andreasa... Znów pouczam te wyjątkowo mocne męskie perfumy, które Andi używał... Kochałam je
-Wracamy do domu?- usłyszałam pytanie
-Nie! Będziemy spać pod szkołą
-Ok... Zapowiada się ciekawie... Masz dziś wole popołudnie?
-Chyba tak a co?
-No bo jadę dziś do Oberstdorfu i myślałem, że może ze mną pojedziesz...
-A kiedy wrócisz?
-No dziś...
-Dobra... Pojadę.
-To super jesteśmy umówieni
-Oki, a o której?
-Koło 16:00
-Dobrze
Welli podał mi rękę żebym wstała. Później razem podeszliśmy do swoich samochodów i  tu nasze drogi się rozeszły... Ja pojechałam do siebie on do siebie... Podjechałam pod dom i szybko wysiadłam z pojazdu. Wbiegłam jak torpeda do domu żeby sie szybko przebrać... Byłam w jeansach i bluzie, a to nie wygodne. Szybko ubrałam się w jakieś dresy i luźną bluzę... Zbiegłam na parter do kuchni zjadłam szybki obiad i nie zważając co robi Wera wybiegłam z domu bo była 15:55. Podeszłam pod dom Wellingerów, następnie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi... Po niedługim oczekiwaniu otworzyła mi średniego wzrostu blondynka.
-Cześć
-Cześć ja do Andreasa
-Aha... Wejdź...-powiedziała z uśmiechem. Weszłam do domu-ty jesteś Si tak?
-Tak Stefania, a skrót Si
-Ja jestem Tanja starsza siostra Andreasa
-Miło mi
-Mnie również-dalej sie uśmiechała- czekaj zawołam Andreasa
-Dobrze
-Andreas! Dziewczyna do ciebie!- krzyczała wychodząc po schodach
-Si?- był słyszalny głos dobiegający z piętra
-Tak
-Już idę!
Po chwili na schodach ujrzałam i całego Andreasa...
-Chodź Si jedziemy do parku linowego
-Do parku linowego?
-No tak... Chyba nie masz lęku wysokości...
-Oczywiście, że nie mam
-No to jedziemy
Weszliśmy do garażu, a tam wsiedliśmy do samochodu następnie udaliśmy się w drogę...
***
Po dwóch godzinach śpiewania i wygłupiania się w samochodzie byliśmy już w Oberstdorfie... Tam wraz z Andim podeszliśmy do grupki mężczyzn
-Cześć Wellinger gotowy na... O widzę, że jesteś z koleżanką-zaczął jeden z mężczyzn
-Tak... A więc to jest Stefania...-skierował się do panów- Si ,a to jest Severin, Richard, Karl, Markus, Marinus i Andreas -wskazywał po kolei-I naturalnie nasz najukochańszy trener Werner 
 -Wellinger nie podlizuj się bo to i tak ci nic nie da-odezwał się trener
-Dzień dobry-powiedziałam niepewnie. Zabawa się rozkręciła później... 



I jak? Chcecie kolejny? Pozdrowionka ;*


niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 12 "Życie nie nauczyło mnie przepraszać"
Stałam pod tym domem jeszcze jakieś 20 minut, a każda sekunda doprawiała mi kolejne zmartwienie... Czułam się okropnie myśląc, że osobę którą bardzo lubię wręcz uwielbiam potraktowałam w tak okrutny sposób... Przecież dogadywaliśmy się było wszystko wspaniale aż do czasu kiedy prawie doszło do pocałunku i oczywiście do momentu kiedy zepchnęłam Andiego z tego okna... Pewnie się poobijał... Było mi tak głupio... Weszłam do domu zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżku wgniatając twarz w poduszkę.Leżąc tak dalej rozmyślałam czy uda mi się pogodzić z Andreasem czy będzie tak jak było... Nie mam pojęcia... Wstałam i przez otwarte okno wyjrzałam co się dzieje u moich sąsiadów Wellingerów. Widziałam Julię z apteczką i Andreasa ale od tyłu. Ten widok tylko pogrążył mnie w rozpaczy. Jedyne co to mogłam tylko słuchać muzyki... To była jedyna rzecz, która pozwalała mi się oderwać od rzeczywistości.Włączyłam na full wieżę gdzie akurat leciała piosenka "Love Last Forever" co odwiecznie kojarzyło mi się z Mistrzostwami Świata w Falun, ale oprócz tego zawsze mnie uspokajała.Słuchałam jej głośno non stop przez dwie godziny dopóki aż nie przyszedł mi SMS.Uradowana rzuciłam się do telefonu, a kiedy przeczytałam "Andiś" byłam w niebo wzięta... Jednakże treść wiadomości już mnie mniej ucieszyła
Od Andiś"
"Wariatko albo zamknij okno albo wycisz tą wieżę ludzie spać próbują!"  
Ty:
"Przepraszam... Za dziś dzień, a muzykę wyciszę"
Od Andiś:
"Dziś dzień zmienił wszystko... Było wszystko nie ma nic! Dobranoc!"
Ty:
"Wybacz mi"
Od Andiś:
"Daj mi spać idiotko jest 0:38"
Zamarłam... Raz "wariatko", a raz "idiotko". Nie było miłym uczuciem kiedy tak się zwracała osoba, którą lubiłaś, a w dodatku uświadamiałaś sobie, że w tej chwili on nie mówi do ciebie żartobliwie...
***
Już poranek ciepły i słoneczny. Popatrzyłam na zegarek była 6:45. Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się w najnowszą stylizację jaką tylko zdołałam stworzyć i zeszłam piętro niżej na śniadanie.Zjadłam, zrobiłam sobie kanapkę do szkoły, wzięłam picie, spakowałam książki. Była 7:20. Obudziłam Weronikę, która znając życie wróciła do domu nad ranem.
-Weronika wstawaj!
-Jezu dajże mi pospać...
-Wstawaj ale już!
-Weź się ogarnij i daj mi się wyspać...
-Dobrze w takim razie ty sobie śpij, a jak się wyśpisz to do szkoły na nogach przyjdziesz! Pa!
-Nie ma problemu! Pa!
Wyszłam z pokoju Wery. Zbiegłam po schodach do garażu i wyjechałam samochodem z terenu domu.
Znów zaczęłam mini rajd z 120 na liczniku.Po drodze wstąpiłam do myjni samochodowej. Po niedługim czasie zaparkowałam moim świeżo wyczyszczonym Lexusem przed szkołą.

Dla zainteresowanych tak mniej więcej wyglądał Lexus Weroniki i Stefanii
Zauważyłam już czerwone Audi oznaczające, że Wellinger też się dziś pospieszył z przyjazdem do szkoły.Z jednej strony byłam szczęśliwa, a z drugiej zestresowana spotkaniem z nim... Jak będzie wyglądać jego zachowanie... Nie miałam pojęcia.Szybko wyjęłam torbę z książkami po czym energicznie wkroczyłam na teren szkolny.Weszłam do budynku, wrzuciłam rzeczy do szafki po czym weszłam do klasy.W pierwszej ławce siedział już Andreas gadający z Erykiem. 
-Cześć Andi- powiedziałam z myślą, że odpowie jednakże się myliłam... Odpowiedzi się nie doczekałam i z o wiele mniejszym zapałam powiedziałam-Cześć Eryk
-Cześć Si 
Podeszłam do swojej ławki usiadłam na krześle i schowałam twarz w skrzyżowanych na ławce rękach.Siedziałam tak przez dłuższą chwilę dopóki nie poczułam dłoni na moim ramieniu
-Wszystko w porządku?- myślałam, że to Andi 
-Tak! Tak wszystko w porządku Sebastian... Dziękuję 
-Mogę obok ciebie dziś siedzieć? 
-Jak chcesz... 
-Dzięki 
Momentalnie przerzucił swoje rzeczy na moją ławkę.
-Si co ci? Jesteś jakaś taka dziwna 
-A nie ważne...
-Ale o co chodzi?
-Nie twój interes!-krzyknęłam 
-Dobra spokojnie...
Czułam się coraz gorzej.Powoli wariowałam...
I Jak? Co o tym myślicie? Proszę was bardzo o komentarze :) Pozdrowionka ;) A dla zainteresowanych tu daję link do piosenki użytej w opowiadaniu ---> https://www.youtube.com/watch?v=goqj-UM1TzI

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 11 "Weronika czemu zostawiłaś mnie z nim?!"
Rozmawialiśmy o wszystkim... O dzieciństwie o szkole o swoich "pierwszych miłościach" o znajomych o zainteresowaniach... No po prostu o wszystkim... Gadaliśmy całkiem na luzie jakbyśmy  byli przyjaciółmi od zawsze.Dobrze nam się gadało... Trochę żartów też było, bo jakby niby mogło obejść się bez żartów, ja się pytam jak?
-Si opowiedzieć ci kawał? 
-Pewnie! 
-Tylko to jest taki trochę beton 
-Wal śmiało 
-Ok... A więc idą sobie Polak, Czech i Niemiec i spotykają diabła... Ten każe przynieść im jakąś roślinkę.Polak przyniósł tulipana, Niemiec dziką różę, a Czech jeszcze nie przyszedł... Diabeł kazał zjeść im to co przynieśli, a więc polak zjadł i nic Niemiec natomiast jadł śmiejąc się i płacząc jednocześnie... Dlaczego płaczesz?-spytał diabeł -Bo jem tą różę, a to boli... -A dlaczego się śmiejesz? -Bo Czech idzie z kaktusem- to był taki beton, że powinnam się zabetonować na śmierć, ale ja jednakże wybuchnęłam śmiechem 
-Dobre to! 
-No to teraz ty mów jakiś kawał... 
-Nie mam kawału...
-To jakieś opowiadanie, wierszyk, cokolwiek 
-No to wierszyk... Za górami za lasami była skocznia wraz z skoczkami i pomyślcie moi mili, że w kombinezonach byli... Nart i gogli też nie brakło, ale tego jest zanadto... Już nie bądźmy tacy sztywni, bo będziemy wtedy dziwni, każdy chyba dobrze wie co osiągnąć kiedyś chce lecą, lecą nam skoczkowie, znów wygrali Norwegowie, a lot Niemca nie ma końca, znów Słoweniec ma zająca... 
-Zarąbisty teraz go ułożyłaś? 
-Tak... Ale moim zdaniem nie ma sensu 
-Coś ty jest genialny! 
-Dzięki
-A o co chodzi z Słoweńcem i zającem? 
-Tak się u nas w Polsce mówi, że jak ktoś się wywróci to niby złapał zająca 
-Aha...
Po tych słowach obydwoje staliśmy się trochę zmieszani nie mam pojęcia dlaczego. Słońce chowało się za górami, a świerszcze i ptaki dalej grały koncerty było tak dziwnie romantycznie... W pewnym momencie poczułam, że ramie Wellingera mnie obejmuje i przyciąga do siebie... To było dziwne uczucie ale mimo wszystko położyłam głowę na jego ramieniu po czym usłyszałam cichy szept  
-Nie jest ci zimno? 
-Nie a tobie? 
-Mnie też nie
-Będziemy tu spać?
-Chyba nie...
Spojrzeliśmy na siebie... Czemu zawsze kiedy patrzę się w oczy Wellingera to one tak błyszczą? Ja się pytam czemu?! Mniejsza z tym... Nasze nosy prawie się tykały jednakże w ostatnim momencie po prostu opamiętałam się 
-Hola, hola co ty robisz?!-krzyknęłam 
-Myślałem że...
-To nie myśl tyle 
Zerwałam się i bez względu na wołanie dobiegające zza moich pleców udałam się w drogę powrotną do domu z buta.Było ciemno w dodatku szłam jakąś nieoświetloną, leśną uliczką... Totalna masakra... Postanowiłam zadzwonić do Weroniki 
-Halo
-Cześć Weri jak na imprze?
-Zajebiście... Nie przeszkadzaj 
-Dobra ,dobra a kiedy wrócisz?
-Około 3:00 
-Dobra nie przeszkadzam baw się dobrze 
-Pa 
-Pa
Szłam dalej i miałam doła przez tego dupka... Czemu jak kogoś polubisz i zaprzyjaźnisz się to on musi myśleć tylko o tym co zrobić żeby cię pocałować albo kiedyś w przyszłości zaciągnąć do łóżka... To mnie po prostu dobija...
***
Godzinkę później byłam już pod domem... Weszłam do środka i nie zaświecając światła podążyłam do swojego pokoju... Otworzyłam na oścież okno słuchając dalszego śpiewu ptaków... A co zakłóca piękny spokój? Tak Andreas...
-Stefania przepraszam! Wiem, że tam jesteś! Si! 
-Idź stąd! 
-Si przepraszam naprawdę! 
-Co myślałeś, że od razu będę twoja?! Idiota z ciebie... 
-Wiem jestem kretynem i co na to poradzę? 
-Daj mi przemyśleć pewne sprawy! 
-Nie! Będę siedział pod tym ogrodzeniem dopóki mi nie wybaczysz! 
-To sobie postoisz! 
Nie spodziewałam się, że mój dom jest tak niski lub Wellinger tak wysoko umie podskoczyć... Przelazł przez bramę  i chyba podskakując złapał się za mini balkon do mojego okna następnie wlazł mi do pokoju przez otwarte okno... I w dodatku do pokoju wszedł na kolanach ze złożonymi rękami... 
-Przepraszam 
-Dobra ogarnij się i wstawaj
-A wybaczysz mi? 
-Wiesz co idź mi stąd! 
-To znaczy, że co?
-Że muszę przemyśleć pewne sprawy 
-Błagam! Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni   
-Wyjdź-zaczęłam go wypychać 
-Ale...
-Wyjdź!-był na samym końcu balkonu-Wyjdź!-zepchnęłam go...Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mogłam mu coś zrobić-Andreas?
-Ała...-usłyszałam to bardzo ciche i skromnie słowo 
-Andreas nic ci nie jest?-nie odzywał się i zaczęłam się najnormalniej w świecie martwić... Zbiegłam szybko po schodach i wybiegłam z domu. Andi leżał tuż przy basenie 
-Andreas?! 
-Co?
-Przepraszam nie chciałam ci nic zrobić    
-Ale zrobiłaś!-pozbierał się i wyszedł z mojej posesji zaznaczając trzaśnięcie furtką... Byłam załamana...    



  I jak? Przepraszam, że tak długo czekacie... Komentujcie proszę was :) Pozdrawiam :)
      

piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 10 "Dziecinna zabawa też dla dorosłych" 
*oczami Andreasa* 
Byliśmy już w drodze.Słońce pięknie świeciło, a Stefania wraz z Weronik darły się na mnie żebym jechał szybciej.Wariatki. Po kilku minutach jazdy z 100 na liczniku byliśmy na miejscu.Znajdowaliśmy się na polu bitwy.Dziewczyny energicznie wysiadły z samochodu, wyciągnęły strzelby wraz z kulkami farbowymi. Zrobiły to w tak szybkim tempie, że mi kopara opadła.Te pięciokilogramowe bronie wyciągnęły jakby ważyły kila gramów, a w dodatku ja nawet z samochodu wysiąść nie zdążyłem, a one już w drodze na pole walki.
-Ej dziewczyny zaczekajcie!-krzyknąłem 
-Ano racja jeszcze Andi...-powiedziała Stefania jakby w ogóle na mnie nie zwracała uwagi 
-Świetnie o wszystkim pamiętałyście oprócz o mnie... Kochane jesteście 
-Tak samo jak ty
-Ha, ha, ha uśmiałem się-powiedziałem ironicznie 
-Dobra Wellinger rusz łaskawe cztery litery i chodź
Wyjąłem swój ekwipunek i podążyłem za dziewczynami.Kiedy byłem już z nimi ramie w ramie zaczęliśmy głupkowatą zabawę. Popchnąłem Weronikę, a ona mi oddała no to wpadłem na Si, a ona popchnęła mnie i znów wleciałem na Weronikę i w ten sposób wybuchła nasza osobista wojna na popychanie.
-Dobra koniec!-krzyknąłem kiedy dziewczyny mnie zaatakowały z dwóch horyzontów 
-Co wymięka pan paniczu Wellinger- powiedziała z wyczuwalnym triumfem w głosie Stefania.
-Że kto?
-Panicz innymi słowem pan 
-Aha...
-No co?
-Nic... Dobra koniec gadki. Mój front jest tam-wskazałem na drewnianą ścianę na wprost nas- twój Si tam -wskazałem na ścinę z lewej strony-a twój Weri tam- wskazałem na stronę prawą 
I wtedy nasze drogi się rozeszły.Każdy z każdym teraz był wrogiem.Schowaliśmy się w swoich kryjówkach za ścianami.Wyjrzałem przez otwór jak tam sytuacja wygląda i kiedy się tylko wychyliłem rozprysły mi się na twarzy miliony drobinek niebieskiej farby.Później Wera zaczęła 
-Ha ha ha rodzina smerfów!- jednakże jak tak chętnie się wychylała to zarobiła ode mnie dwie kulki, a od Si jedną.Po tym incydencie wybuchła prawdziwa wojna.Wszyscy strzelali do wszystkich.Na naszych ubraniach mieniły się wszystkie kolory tęczy.  
***
Po 2 godzinach bitwy Weronika najwyraźniej miała dosyć tej zabawy z kolorami, a poza tym ktoś do niej zadzwonił.Rozmawiała kilka minut przy nas, a później poszła w stronę samochodu.Najwyraźniej nie chciała abyśmy słyszeli jej rozmowę. Podszedłem do Stefanii siedzącej na murku tuż obok jej "schronu'' 
-Walczymy jeszcze?-zapytałem przerywając niezręczną ciszę 
-A chce ci się jeszcze? Mało barw masz na sobie? Przecież wyglądasz jak chodząca tęcza...
-Ty też 
-Ja też 
-Obydwoje jesteśmy jak jakieś papugi 
-We troje bo jeszcze Weronika 
-No tak jeszcze Weronika 
O wilku mowa.Podeszła do nas panna Weronika.
-Ludzie ja zjeżdżam bo Thomi mnie zaprosił na imprę z ich kadrą i szkoda by było odpuścić 
-Ale ja ci mojego auta nie dam 
-Spoko, spoko Didl przyjedzie 
-Ok 
-A starej kumpeli z starym kumplem nie weźmie?!-zapytała Si
-Nein,nein,nein,nein,nein 
-A ja na to: Me gusta! 
-Dobra ja się zwijam! Narka 
-Nara 
-Pa 
I sobie poszła wsiną w dal.
*oczami Stefanii* 
Weronika bydlaku zostawiłaś mnie sam na sam z tym Niemcem. A co jak mnie potraktuje tak jak Hitler Żyda? Ja się boję! Nie no żart... Ale nie było mi na rękę zostawać z Andim samemu dlatego, że on to takie duże dziecko i ma pomysły jak dziecko i się czuję za niego odpowiedzialna... Kretynko co ty chrzanisz przecież to dorosły facet z twojego wieku! Idiotko ty! Zamknijcie się!!! Ps.To nie do was tylko do mojego serca i podświadomości... Halo obudź się! 
-Si to co robimy? 
-Może wracajmy do domu... 
-A mogę cie zabrać do jednego takiego miejsca?
-To znaczy gdzie?
-Zobaczysz...
-No dobra 
Podeszliśmy do samochodu wsiedliśmy do niego po czym odjechaliśmy... Po kilkunastu minutach byliśmy nad górskim jeziorkiem obok którego było niewielkie molo... Słońce odbijało się w tafli wody, a ja byłam pod szczerym wrażeniem...     
-No Weli chyba przyznać muszę że gust masz niezły  
-A dziękuję ci bardzo... Ojciec mnie tu na ryby zabierał jak byłem mały, ale później już na to nie miał czasu i to magiczne miejsce poszło w zapomnienie 
-Smutno... 
-Oj tam, oj tam... Chodź usiądźmy
Usiedliśmy na molo zanurzając nogi w wodzie i wdaliśmy się w rozmowę jakbyśmy znali się od zawsze... 



I jak? Komentujecie=motywujecie pamiętacie nie? Ps.przepraszam że tyle czekacie ale nigdy nie mogę się zmobilizować i znaleźć
odpowiedniej ilości czasu do napisania rozdziału :* Pozdro dla wszystkich :)