sobota, 30 maja 2015

Rozdział 14 "Co za dzieci z tych facetów"
Kiedy wszyscy z wszystkimi się poznaliśmy udaliśmy się w zabawę. Najpierw ściana wspinaczkowa... Nic trudnego. Weszłam na nią w parę sekund zresztą tak samo jak moi koledzy. Później był powietrzny mostek... Jesteś przypięta liną i przechodzisz po linie.Nic trudniejszego. Jednak kiedy był zjazd linowy nad wodą i to jeszcze z taką wysokością poczułam zagrożenie. Chłopaki prócz Andreasa byli już na drugiej stronie liny. Teraz moja kolej. Za mną Andi, a jak patrzę w dół to się zastanawiam czy jest mi bardziej słabo czy niedobrze.
-Si wszystko w porządku? Chyba się nie boisz?
-Ja?! Gdzie?! Ciekawe czego mam się bać!
-No nie wiem wyglądasz tak jakbyś zaraz miała zgon zaliczyć
-Ja się nie boję!-ale ze mnie kretynka. Kogo ja próbuję oszukać? Chyba tylko siebie. Ale już wcisnęłam kit Andreasowi jaka ja to odważna nie jestem więc muszę... Raz, dwa, trzy! I jadę! Ni stąd  zaczęłam się drzeć jak idiotka, a kiedy byłam parę centymetrów nad wodą zrobiło mi się bardzo gorąco. Oddech zaczął być nieregularny. Odleciałam.
*oczami Andreasa*
Si wyglądała jakby zaraz miała umrzeć. Ale skoro zapewniała mnie, że wszystko jest w porządku i że w ogóle się nie boi pościłem ją na ten zjazd. Jednak widok w połowie drogi kiedy człowiek prawie styka się z wodą przeraził mnie. Si chyba straciła przytomność i teraz tylko linka trzymała ją nad wodą głębokości 9 metrów.Chłopaki stojący na platformie z drugiej strony ucichli. A ja bez chwili wahania puściłem się i zjechałem do niej.Wisiała głową w dół, a niebieskie końcówki jej włosów były w wodzie. Wyglądało to tak jakby ktoś ją zaczarował w jakiś sen i tylko unosił delikatnie nad taflą wody. Ja spanikowałem.Zacząłem wykrzykiwać jak małe dziecko
-Si obudź się! Si nie rób mi tego!-po prostu jak scena z Titanica z tym, że woda nie wynosiła 5 stopni, a 20 i nie byliśmy w wodzie, a nad nią.-Stefaniu obudź się! Stefani!
-Przyciągnij ją tutaj!-usłyszałem głos mojego trenera
-Dobrze! -zrobiłem z swoich nóg "krzesełko" na którym trzymałem dziewczynę, a sam podciągając się na linie zjazdowej próbowałem dotrzeć do moich znajomych.Po paru chwilach udała mi się ta sztuka. Byłem już u góry.
-Odepnijcie ją!-wydałem polecenie
-Już, już!-odpowiedzieli prawie jednocześnie Marinus i Karl. Jak im kazałem tak i zrobili. Odpięli Stefanię i położyli ją a Werner zaczął sprawdzać podstawowe rzeczy... Czy oddycha itd.I tu był problem... Nie oddychała
-Nie oddycha! Chłopaki migusiem do samochodu po apteczkę i zadzwońcie na pogotowie!-wydzierał się Werner-Wellinger ty nie masz dziewczyny więc brać się za sztuczne oddychanie!
-Jak nie mam?! A Monika to co?
-Czyli Monika jest ważniejsza od twojej Si?
-No nie...
-To nad czym się ty jeszcze zastanawiasz?
-Już!-wziąłem się za robotę... Najpierw masaż serca później to co było chyba najbardziej krępujące... Tzw. "usta usta". Chociaż z drugiej strony mogłem wreszcie zasmakować w jej ustach.I to było wspaniałe. I przy okazji moja ukochana się przebudzała. Powoli bo powoli ale się przebudzała. Boże Wellinger co ty chrzanisz?! Przecież masz inną dziewczynę! Przecież zranisz Si! Twoją małą Si! Znowu chcesz wszystko zepsuć?! Człowieku opamiętaj się!-z tajemniczego zamyślenia wyciągnęło mnie uderzenie od Marinusa w twarz
-Stary pobudka co jest z tobą?! Dziewczyna się ciebie pyta, a ty zamyślasz się!
-Co?! Si obudziłaś się!Boże obudziłaś się!-tak jakoś ją przytuliłem-czemu mi nie powiedziałaś, że się boisz?!
-Nie chciałam wyjść na mięczaka
-Si... Moja głupiutka Si... Ja bym się nigdy z ciebie nie śmiał... Wręcz przeciwnie się zamartwiałem.
-Na prawdę?
-Na prawdę... Uwierz mi nie wybaczył bym sobie gdyby ci się coś stało
-Ekhem... Nie chcę przeszkadzać wam amorki ale karetka przyjechała więc dobrze by było gdyby cię zbadali-zaczął Werner
-On ma rację... Chodź-powiedziałem podając dziewczynie rękę i pomogłem zejść z umiejscowionej na drzewie platformie. Już na dole oddałem ją w ręce lekarzy.Dobijał mnie tylko fakt, że oszukuję dwie dziewczyny i samego siebie. Ale nie mogłem sobie wyobrazić życia bez Stefani. Wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem do Moniki
Ty:
"Droga Moniko... Bardzo cię lubię ale niestety ze smutkiem muszę to napisać, że z nami koniec!"
Nie długo później dostałem odpowiedź
Od Monika Kristis:
"Co?!! Andreas jak to?!! Ja cię kocham! Nie możesz mnie zostawić! Nie teraz! Błagam zostań!"
Ty:
"Przepraszam... Nie pisz już do mnie"
Od Monika Kristis:
"Andi nie! Błagam!"
Ty:
"Sorry"

 Zakończyłem tą znajomość ale miałem poczucie, że zachowałem się jak ostatni dupek. Zerwałem z dziewczyną przez SMS-a nie dając jej ani słowa wyjaśnienia. Jednak byłem pewny, że w szkole jej nie uniknę. Chodziłem z nią do klasy lecz zawsze próbowałem ukryć, że jest moją dziewczyną. Sam nie wiem dlaczego. Byłem w niej zakochany po uszy aż do czasu kiedy w moje życie wkręciły się te dwie sąsiadeczki. Weronika i Stefania. Przez Si zraniłem moją dziewczynę ale znowu nie umiałem sobie wyobrazić że mógłbym zranić Stefanię w tak bezczelny sposób i to po raz drugi. Zostałem sam ze sobą.

Witaaam :* Przepraszam was bardzo że tak długo czekaliście ale szkoła i te rzeczy... Teraz myślę że będę miała więcej czasu to będę częściej albo chociaż regularnie dodawać posty :) Swoją drogą proszę o komenty bo mam wrażenie że już prawie nikt mnie nie czyta :)

niedziela, 17 maja 2015



Rozdział 13 "Miłość istnieje?!"
Siedziałam na tych wszystkich lekcjach jak jakaś ostatnia sierota... Słuchałam nauczycieli sposobem "jednym uchem wleciało drugim wyleciało". Sebastian był bardziej skupiony na moim nastroju, a nie na lekcji...
-Si co ci?
-Mówiłam już, że nic!
-Dobra spokojnie...
-Przepraszam nie przeszkadzam państwu-zapytał profesor kierując się do nas
-Przepraszam...-odpowiedziałam
-Nie masz za co... Po prostu słuchaj, bo pojutrze sprawdzian z geografii Bawarii
Nauczyciel wrócił do poprzedniego zajęcia... Mianowicie do bazgrolenia czegoś na tablicy..
.
***
Dzień w szkole był mało zaskakujący... Wera nie przyszła, bo znając ją była dalej nawalona jak szpak. Andi się do mnie nie odzywał co mnie bolało najbardziej... Wtedy jedyną osobą na którą mogłam liczyć był Sebastian mimo iż mieliśmy zdecydowanie odległe charaktery... Po skończonych zajęciach wyszłam z budynku... Po chwili poczułam, że ktoś mnie ciągnie za rękę... Myślałam, że to Andreas ale myliłam się jak ta osoba przycisnęła mnie do ściany... Był to dosyć wysoki brunet z niebieskimi oczami prawie jak każdy Niemiec. Widać było, że jest starszy... Na oko miał 22 lata.
-Gościu czego chcesz?!-zapytałam z wielce oburzonym tonem w głosie
-Dawaj kluczyki!
-Do samochodu?! Po moim trupie!- powiedziałam ironicznie
-Da się zrobić-w lewej ręce trzymał nóż
-Nie dam ci kluczyków, a jeśli mnie zaraz nie puścisz zacznę krzyczeć!
-Wtedy pożałujesz tego szczególnie!
-Nie dam ci kluczy!
-Sama chciałaś-przyłożył mi ostrze do gardła-Na pewno nie chcesz współpracować ?
-Nie oddam!- dostałam przyspieszonej akcji serca... Byłam zdyszana jakbym biegła kilka kilometrów... Już myślałam, że zaraz padnę trupem z ręki tego chłopaka kiedy w ostatnim momencie usłyszałam dobrze znany mi głos... Głos Andreasa
-Zostaw ją!- rzucił się na tego chłopaka bijąc go po twarzy... Ja byłam dalej przerażona delikatnie to ujmując... Musiałam chwilowo dojść do siebie... Usiadłam i oparłam się o ścianę, następnie schowałam głowę w kolana... Siedziałam tak przez chwilkę po czym poczułam dłoń na moim ramieniu
-Wszystko  dobrze? Nic ci nie zrobił?- ku mojemu zdziwieniu Andreas się mną zainteresował
-Jest dobrze dziękuję...-wyszeptałam przez łzy
-Dlaczego płaczesz?
-Bo cię straciłam... Przez moją głupotę zepsułam naszą znajomość -chłopak zaczął się śmiać-Przecież nawet nie chcesz słuchać jak cię próbowałam przeprosić
-Si głuptasku już ci dawno przebaczyłem tylko byłem ciekawy czy ci na mnie zależy dlatego udawałem obrażonego
-Ty głupku!- zaczęliśmy się śmiać, a ja wtuliłam się w Andreasa... Znów pouczam te wyjątkowo mocne męskie perfumy, które Andi używał... Kochałam je
-Wracamy do domu?- usłyszałam pytanie
-Nie! Będziemy spać pod szkołą
-Ok... Zapowiada się ciekawie... Masz dziś wole popołudnie?
-Chyba tak a co?
-No bo jadę dziś do Oberstdorfu i myślałem, że może ze mną pojedziesz...
-A kiedy wrócisz?
-No dziś...
-Dobra... Pojadę.
-To super jesteśmy umówieni
-Oki, a o której?
-Koło 16:00
-Dobrze
Welli podał mi rękę żebym wstała. Później razem podeszliśmy do swoich samochodów i  tu nasze drogi się rozeszły... Ja pojechałam do siebie on do siebie... Podjechałam pod dom i szybko wysiadłam z pojazdu. Wbiegłam jak torpeda do domu żeby sie szybko przebrać... Byłam w jeansach i bluzie, a to nie wygodne. Szybko ubrałam się w jakieś dresy i luźną bluzę... Zbiegłam na parter do kuchni zjadłam szybki obiad i nie zważając co robi Wera wybiegłam z domu bo była 15:55. Podeszłam pod dom Wellingerów, następnie zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi... Po niedługim oczekiwaniu otworzyła mi średniego wzrostu blondynka.
-Cześć
-Cześć ja do Andreasa
-Aha... Wejdź...-powiedziała z uśmiechem. Weszłam do domu-ty jesteś Si tak?
-Tak Stefania, a skrót Si
-Ja jestem Tanja starsza siostra Andreasa
-Miło mi
-Mnie również-dalej sie uśmiechała- czekaj zawołam Andreasa
-Dobrze
-Andreas! Dziewczyna do ciebie!- krzyczała wychodząc po schodach
-Si?- był słyszalny głos dobiegający z piętra
-Tak
-Już idę!
Po chwili na schodach ujrzałam i całego Andreasa...
-Chodź Si jedziemy do parku linowego
-Do parku linowego?
-No tak... Chyba nie masz lęku wysokości...
-Oczywiście, że nie mam
-No to jedziemy
Weszliśmy do garażu, a tam wsiedliśmy do samochodu następnie udaliśmy się w drogę...
***
Po dwóch godzinach śpiewania i wygłupiania się w samochodzie byliśmy już w Oberstdorfie... Tam wraz z Andim podeszliśmy do grupki mężczyzn
-Cześć Wellinger gotowy na... O widzę, że jesteś z koleżanką-zaczął jeden z mężczyzn
-Tak... A więc to jest Stefania...-skierował się do panów- Si ,a to jest Severin, Richard, Karl, Markus, Marinus i Andreas -wskazywał po kolei-I naturalnie nasz najukochańszy trener Werner 
 -Wellinger nie podlizuj się bo to i tak ci nic nie da-odezwał się trener
-Dzień dobry-powiedziałam niepewnie. Zabawa się rozkręciła później... 



I jak? Chcecie kolejny? Pozdrowionka ;*


niedziela, 10 maja 2015

Rozdział 12 "Życie nie nauczyło mnie przepraszać"
Stałam pod tym domem jeszcze jakieś 20 minut, a każda sekunda doprawiała mi kolejne zmartwienie... Czułam się okropnie myśląc, że osobę którą bardzo lubię wręcz uwielbiam potraktowałam w tak okrutny sposób... Przecież dogadywaliśmy się było wszystko wspaniale aż do czasu kiedy prawie doszło do pocałunku i oczywiście do momentu kiedy zepchnęłam Andiego z tego okna... Pewnie się poobijał... Było mi tak głupio... Weszłam do domu zatrzasnęłam drzwi i rzuciłam się na łóżku wgniatając twarz w poduszkę.Leżąc tak dalej rozmyślałam czy uda mi się pogodzić z Andreasem czy będzie tak jak było... Nie mam pojęcia... Wstałam i przez otwarte okno wyjrzałam co się dzieje u moich sąsiadów Wellingerów. Widziałam Julię z apteczką i Andreasa ale od tyłu. Ten widok tylko pogrążył mnie w rozpaczy. Jedyne co to mogłam tylko słuchać muzyki... To była jedyna rzecz, która pozwalała mi się oderwać od rzeczywistości.Włączyłam na full wieżę gdzie akurat leciała piosenka "Love Last Forever" co odwiecznie kojarzyło mi się z Mistrzostwami Świata w Falun, ale oprócz tego zawsze mnie uspokajała.Słuchałam jej głośno non stop przez dwie godziny dopóki aż nie przyszedł mi SMS.Uradowana rzuciłam się do telefonu, a kiedy przeczytałam "Andiś" byłam w niebo wzięta... Jednakże treść wiadomości już mnie mniej ucieszyła
Od Andiś"
"Wariatko albo zamknij okno albo wycisz tą wieżę ludzie spać próbują!"  
Ty:
"Przepraszam... Za dziś dzień, a muzykę wyciszę"
Od Andiś:
"Dziś dzień zmienił wszystko... Było wszystko nie ma nic! Dobranoc!"
Ty:
"Wybacz mi"
Od Andiś:
"Daj mi spać idiotko jest 0:38"
Zamarłam... Raz "wariatko", a raz "idiotko". Nie było miłym uczuciem kiedy tak się zwracała osoba, którą lubiłaś, a w dodatku uświadamiałaś sobie, że w tej chwili on nie mówi do ciebie żartobliwie...
***
Już poranek ciepły i słoneczny. Popatrzyłam na zegarek była 6:45. Wstałam, wzięłam prysznic, ubrałam się w najnowszą stylizację jaką tylko zdołałam stworzyć i zeszłam piętro niżej na śniadanie.Zjadłam, zrobiłam sobie kanapkę do szkoły, wzięłam picie, spakowałam książki. Była 7:20. Obudziłam Weronikę, która znając życie wróciła do domu nad ranem.
-Weronika wstawaj!
-Jezu dajże mi pospać...
-Wstawaj ale już!
-Weź się ogarnij i daj mi się wyspać...
-Dobrze w takim razie ty sobie śpij, a jak się wyśpisz to do szkoły na nogach przyjdziesz! Pa!
-Nie ma problemu! Pa!
Wyszłam z pokoju Wery. Zbiegłam po schodach do garażu i wyjechałam samochodem z terenu domu.
Znów zaczęłam mini rajd z 120 na liczniku.Po drodze wstąpiłam do myjni samochodowej. Po niedługim czasie zaparkowałam moim świeżo wyczyszczonym Lexusem przed szkołą.

Dla zainteresowanych tak mniej więcej wyglądał Lexus Weroniki i Stefanii
Zauważyłam już czerwone Audi oznaczające, że Wellinger też się dziś pospieszył z przyjazdem do szkoły.Z jednej strony byłam szczęśliwa, a z drugiej zestresowana spotkaniem z nim... Jak będzie wyglądać jego zachowanie... Nie miałam pojęcia.Szybko wyjęłam torbę z książkami po czym energicznie wkroczyłam na teren szkolny.Weszłam do budynku, wrzuciłam rzeczy do szafki po czym weszłam do klasy.W pierwszej ławce siedział już Andreas gadający z Erykiem. 
-Cześć Andi- powiedziałam z myślą, że odpowie jednakże się myliłam... Odpowiedzi się nie doczekałam i z o wiele mniejszym zapałam powiedziałam-Cześć Eryk
-Cześć Si 
Podeszłam do swojej ławki usiadłam na krześle i schowałam twarz w skrzyżowanych na ławce rękach.Siedziałam tak przez dłuższą chwilę dopóki nie poczułam dłoni na moim ramieniu
-Wszystko w porządku?- myślałam, że to Andi 
-Tak! Tak wszystko w porządku Sebastian... Dziękuję 
-Mogę obok ciebie dziś siedzieć? 
-Jak chcesz... 
-Dzięki 
Momentalnie przerzucił swoje rzeczy na moją ławkę.
-Si co ci? Jesteś jakaś taka dziwna 
-A nie ważne...
-Ale o co chodzi?
-Nie twój interes!-krzyknęłam 
-Dobra spokojnie...
Czułam się coraz gorzej.Powoli wariowałam...
I Jak? Co o tym myślicie? Proszę was bardzo o komentarze :) Pozdrowionka ;) A dla zainteresowanych tu daję link do piosenki użytej w opowiadaniu ---> https://www.youtube.com/watch?v=goqj-UM1TzI

niedziela, 3 maja 2015

Rozdział 11 "Weronika czemu zostawiłaś mnie z nim?!"
Rozmawialiśmy o wszystkim... O dzieciństwie o szkole o swoich "pierwszych miłościach" o znajomych o zainteresowaniach... No po prostu o wszystkim... Gadaliśmy całkiem na luzie jakbyśmy  byli przyjaciółmi od zawsze.Dobrze nam się gadało... Trochę żartów też było, bo jakby niby mogło obejść się bez żartów, ja się pytam jak?
-Si opowiedzieć ci kawał? 
-Pewnie! 
-Tylko to jest taki trochę beton 
-Wal śmiało 
-Ok... A więc idą sobie Polak, Czech i Niemiec i spotykają diabła... Ten każe przynieść im jakąś roślinkę.Polak przyniósł tulipana, Niemiec dziką różę, a Czech jeszcze nie przyszedł... Diabeł kazał zjeść im to co przynieśli, a więc polak zjadł i nic Niemiec natomiast jadł śmiejąc się i płacząc jednocześnie... Dlaczego płaczesz?-spytał diabeł -Bo jem tą różę, a to boli... -A dlaczego się śmiejesz? -Bo Czech idzie z kaktusem- to był taki beton, że powinnam się zabetonować na śmierć, ale ja jednakże wybuchnęłam śmiechem 
-Dobre to! 
-No to teraz ty mów jakiś kawał... 
-Nie mam kawału...
-To jakieś opowiadanie, wierszyk, cokolwiek 
-No to wierszyk... Za górami za lasami była skocznia wraz z skoczkami i pomyślcie moi mili, że w kombinezonach byli... Nart i gogli też nie brakło, ale tego jest zanadto... Już nie bądźmy tacy sztywni, bo będziemy wtedy dziwni, każdy chyba dobrze wie co osiągnąć kiedyś chce lecą, lecą nam skoczkowie, znów wygrali Norwegowie, a lot Niemca nie ma końca, znów Słoweniec ma zająca... 
-Zarąbisty teraz go ułożyłaś? 
-Tak... Ale moim zdaniem nie ma sensu 
-Coś ty jest genialny! 
-Dzięki
-A o co chodzi z Słoweńcem i zającem? 
-Tak się u nas w Polsce mówi, że jak ktoś się wywróci to niby złapał zająca 
-Aha...
Po tych słowach obydwoje staliśmy się trochę zmieszani nie mam pojęcia dlaczego. Słońce chowało się za górami, a świerszcze i ptaki dalej grały koncerty było tak dziwnie romantycznie... W pewnym momencie poczułam, że ramie Wellingera mnie obejmuje i przyciąga do siebie... To było dziwne uczucie ale mimo wszystko położyłam głowę na jego ramieniu po czym usłyszałam cichy szept  
-Nie jest ci zimno? 
-Nie a tobie? 
-Mnie też nie
-Będziemy tu spać?
-Chyba nie...
Spojrzeliśmy na siebie... Czemu zawsze kiedy patrzę się w oczy Wellingera to one tak błyszczą? Ja się pytam czemu?! Mniejsza z tym... Nasze nosy prawie się tykały jednakże w ostatnim momencie po prostu opamiętałam się 
-Hola, hola co ty robisz?!-krzyknęłam 
-Myślałem że...
-To nie myśl tyle 
Zerwałam się i bez względu na wołanie dobiegające zza moich pleców udałam się w drogę powrotną do domu z buta.Było ciemno w dodatku szłam jakąś nieoświetloną, leśną uliczką... Totalna masakra... Postanowiłam zadzwonić do Weroniki 
-Halo
-Cześć Weri jak na imprze?
-Zajebiście... Nie przeszkadzaj 
-Dobra ,dobra a kiedy wrócisz?
-Około 3:00 
-Dobra nie przeszkadzam baw się dobrze 
-Pa 
-Pa
Szłam dalej i miałam doła przez tego dupka... Czemu jak kogoś polubisz i zaprzyjaźnisz się to on musi myśleć tylko o tym co zrobić żeby cię pocałować albo kiedyś w przyszłości zaciągnąć do łóżka... To mnie po prostu dobija...
***
Godzinkę później byłam już pod domem... Weszłam do środka i nie zaświecając światła podążyłam do swojego pokoju... Otworzyłam na oścież okno słuchając dalszego śpiewu ptaków... A co zakłóca piękny spokój? Tak Andreas...
-Stefania przepraszam! Wiem, że tam jesteś! Si! 
-Idź stąd! 
-Si przepraszam naprawdę! 
-Co myślałeś, że od razu będę twoja?! Idiota z ciebie... 
-Wiem jestem kretynem i co na to poradzę? 
-Daj mi przemyśleć pewne sprawy! 
-Nie! Będę siedział pod tym ogrodzeniem dopóki mi nie wybaczysz! 
-To sobie postoisz! 
Nie spodziewałam się, że mój dom jest tak niski lub Wellinger tak wysoko umie podskoczyć... Przelazł przez bramę  i chyba podskakując złapał się za mini balkon do mojego okna następnie wlazł mi do pokoju przez otwarte okno... I w dodatku do pokoju wszedł na kolanach ze złożonymi rękami... 
-Przepraszam 
-Dobra ogarnij się i wstawaj
-A wybaczysz mi? 
-Wiesz co idź mi stąd! 
-To znaczy, że co?
-Że muszę przemyśleć pewne sprawy 
-Błagam! Nie chcę zniszczyć naszej przyjaźni   
-Wyjdź-zaczęłam go wypychać 
-Ale...
-Wyjdź!-był na samym końcu balkonu-Wyjdź!-zepchnęłam go...Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mogłam mu coś zrobić-Andreas?
-Ała...-usłyszałam to bardzo ciche i skromnie słowo 
-Andreas nic ci nie jest?-nie odzywał się i zaczęłam się najnormalniej w świecie martwić... Zbiegłam szybko po schodach i wybiegłam z domu. Andi leżał tuż przy basenie 
-Andreas?! 
-Co?
-Przepraszam nie chciałam ci nic zrobić    
-Ale zrobiłaś!-pozbierał się i wyszedł z mojej posesji zaznaczając trzaśnięcie furtką... Byłam załamana...    



  I jak? Przepraszam, że tak długo czekacie... Komentujcie proszę was :) Pozdrawiam :)