Rozdział 10 "Dziecinna zabawa też dla dorosłych"
*oczami Andreasa*
Byliśmy już w drodze.Słońce pięknie świeciło, a Stefania wraz z Weronik darły się na mnie żebym jechał szybciej.Wariatki. Po kilku minutach jazdy z 100 na liczniku byliśmy na miejscu.Znajdowaliśmy się na polu bitwy.Dziewczyny energicznie wysiadły z samochodu, wyciągnęły strzelby wraz z kulkami farbowymi. Zrobiły to w tak szybkim tempie, że mi kopara opadła.Te pięciokilogramowe bronie wyciągnęły jakby ważyły kila gramów, a w dodatku ja nawet z samochodu wysiąść nie zdążyłem, a one już w drodze na pole walki.
-Ej dziewczyny zaczekajcie!-krzyknąłem
-Ano racja jeszcze Andi...-powiedziała Stefania jakby w ogóle na mnie nie zwracała uwagi
-Świetnie o wszystkim pamiętałyście oprócz o mnie... Kochane jesteście
-Tak samo jak ty
-Ha, ha, ha uśmiałem się-powiedziałem ironicznie
-Dobra Wellinger rusz łaskawe cztery litery i chodź
Wyjąłem swój ekwipunek i podążyłem za dziewczynami.Kiedy byłem już z nimi ramie w ramie zaczęliśmy głupkowatą zabawę. Popchnąłem Weronikę, a ona mi oddała no to wpadłem na Si, a ona popchnęła mnie i znów wleciałem na Weronikę i w ten sposób wybuchła nasza osobista wojna na popychanie.
-Dobra koniec!-krzyknąłem kiedy dziewczyny mnie zaatakowały z dwóch horyzontów
-Co wymięka pan paniczu Wellinger- powiedziała z wyczuwalnym triumfem w głosie Stefania.
-Że kto?
-Panicz innymi słowem pan
-Aha...
-No co?
-Nic... Dobra koniec gadki. Mój front jest tam-wskazałem na drewnianą ścianę na wprost nas- twój Si tam -wskazałem na ścinę z lewej strony-a twój Weri tam- wskazałem na stronę prawą
I wtedy nasze drogi się rozeszły.Każdy z każdym teraz był wrogiem.Schowaliśmy się w swoich kryjówkach za ścianami.Wyjrzałem przez otwór jak tam sytuacja wygląda i kiedy się tylko wychyliłem rozprysły mi się na twarzy miliony drobinek niebieskiej farby.Później Wera zaczęła
-Ha ha ha rodzina smerfów!- jednakże jak tak chętnie się wychylała to zarobiła ode mnie dwie kulki, a od Si jedną.Po tym incydencie wybuchła prawdziwa wojna.Wszyscy strzelali do wszystkich.Na naszych ubraniach mieniły się wszystkie kolory tęczy.
***
Po 2 godzinach bitwy Weronika najwyraźniej miała dosyć tej zabawy z kolorami, a poza tym ktoś do niej zadzwonił.Rozmawiała kilka minut przy nas, a później poszła w stronę samochodu.Najwyraźniej nie chciała abyśmy słyszeli jej rozmowę. Podszedłem do Stefanii siedzącej na murku tuż obok jej "schronu''
-Walczymy jeszcze?-zapytałem przerywając niezręczną ciszę
-A chce ci się jeszcze? Mało barw masz na sobie? Przecież wyglądasz jak chodząca tęcza...
-Ty też
-Ja też
-Obydwoje jesteśmy jak jakieś papugi
-We troje bo jeszcze Weronika
-No tak jeszcze Weronika
O wilku mowa.Podeszła do nas panna Weronika.
-Ludzie ja zjeżdżam bo Thomi mnie zaprosił na imprę z ich kadrą i szkoda by było odpuścić
-Ale ja ci mojego auta nie dam
-Spoko, spoko Didl przyjedzie
-Ok
-A starej kumpeli z starym kumplem nie weźmie?!-zapytała Si
-Nein,nein,nein,nein,nein
-A ja na to: Me gusta!
-Dobra ja się zwijam! Narka
-Nara
-Pa
I sobie poszła wsiną w dal.
*oczami Stefanii*
Weronika bydlaku zostawiłaś mnie sam na sam z tym Niemcem. A co jak mnie potraktuje tak jak Hitler Żyda? Ja się boję! Nie no żart... Ale nie było mi na rękę zostawać z Andim samemu dlatego, że on to takie duże dziecko i ma pomysły jak dziecko i się czuję za niego odpowiedzialna... Kretynko co ty chrzanisz przecież to dorosły facet z twojego wieku! Idiotko ty! Zamknijcie się!!! Ps.To nie do was tylko do mojego serca i podświadomości... Halo obudź się!
-Si to co robimy?
-Może wracajmy do domu...
-A mogę cie zabrać do jednego takiego miejsca?
-To znaczy gdzie?
-Zobaczysz...
-No dobra
Podeszliśmy do samochodu wsiedliśmy do niego po czym odjechaliśmy... Po kilkunastu minutach byliśmy nad górskim jeziorkiem obok którego było niewielkie molo... Słońce odbijało się w tafli wody, a ja byłam pod szczerym wrażeniem...
-No Weli chyba przyznać muszę że gust masz niezły
-A dziękuję ci bardzo... Ojciec mnie tu na ryby zabierał jak byłem mały, ale później już na to nie miał czasu i to magiczne miejsce poszło w zapomnienie
-Smutno...
-Oj tam, oj tam... Chodź usiądźmy
Usiedliśmy na molo zanurzając nogi w wodzie i wdaliśmy się w rozmowę jakbyśmy znali się od zawsze...
I jak? Komentujecie=motywujecie pamiętacie nie? Ps.przepraszam że tyle czekacie ale nigdy nie mogę się zmobilizować i znaleźć
odpowiedniej ilości czasu do napisania rozdziału :* Pozdro dla wszystkich :)