piątek, 24 kwietnia 2015

Rozdział 10 "Dziecinna zabawa też dla dorosłych" 
*oczami Andreasa* 
Byliśmy już w drodze.Słońce pięknie świeciło, a Stefania wraz z Weronik darły się na mnie żebym jechał szybciej.Wariatki. Po kilku minutach jazdy z 100 na liczniku byliśmy na miejscu.Znajdowaliśmy się na polu bitwy.Dziewczyny energicznie wysiadły z samochodu, wyciągnęły strzelby wraz z kulkami farbowymi. Zrobiły to w tak szybkim tempie, że mi kopara opadła.Te pięciokilogramowe bronie wyciągnęły jakby ważyły kila gramów, a w dodatku ja nawet z samochodu wysiąść nie zdążyłem, a one już w drodze na pole walki.
-Ej dziewczyny zaczekajcie!-krzyknąłem 
-Ano racja jeszcze Andi...-powiedziała Stefania jakby w ogóle na mnie nie zwracała uwagi 
-Świetnie o wszystkim pamiętałyście oprócz o mnie... Kochane jesteście 
-Tak samo jak ty
-Ha, ha, ha uśmiałem się-powiedziałem ironicznie 
-Dobra Wellinger rusz łaskawe cztery litery i chodź
Wyjąłem swój ekwipunek i podążyłem za dziewczynami.Kiedy byłem już z nimi ramie w ramie zaczęliśmy głupkowatą zabawę. Popchnąłem Weronikę, a ona mi oddała no to wpadłem na Si, a ona popchnęła mnie i znów wleciałem na Weronikę i w ten sposób wybuchła nasza osobista wojna na popychanie.
-Dobra koniec!-krzyknąłem kiedy dziewczyny mnie zaatakowały z dwóch horyzontów 
-Co wymięka pan paniczu Wellinger- powiedziała z wyczuwalnym triumfem w głosie Stefania.
-Że kto?
-Panicz innymi słowem pan 
-Aha...
-No co?
-Nic... Dobra koniec gadki. Mój front jest tam-wskazałem na drewnianą ścianę na wprost nas- twój Si tam -wskazałem na ścinę z lewej strony-a twój Weri tam- wskazałem na stronę prawą 
I wtedy nasze drogi się rozeszły.Każdy z każdym teraz był wrogiem.Schowaliśmy się w swoich kryjówkach za ścianami.Wyjrzałem przez otwór jak tam sytuacja wygląda i kiedy się tylko wychyliłem rozprysły mi się na twarzy miliony drobinek niebieskiej farby.Później Wera zaczęła 
-Ha ha ha rodzina smerfów!- jednakże jak tak chętnie się wychylała to zarobiła ode mnie dwie kulki, a od Si jedną.Po tym incydencie wybuchła prawdziwa wojna.Wszyscy strzelali do wszystkich.Na naszych ubraniach mieniły się wszystkie kolory tęczy.  
***
Po 2 godzinach bitwy Weronika najwyraźniej miała dosyć tej zabawy z kolorami, a poza tym ktoś do niej zadzwonił.Rozmawiała kilka minut przy nas, a później poszła w stronę samochodu.Najwyraźniej nie chciała abyśmy słyszeli jej rozmowę. Podszedłem do Stefanii siedzącej na murku tuż obok jej "schronu'' 
-Walczymy jeszcze?-zapytałem przerywając niezręczną ciszę 
-A chce ci się jeszcze? Mało barw masz na sobie? Przecież wyglądasz jak chodząca tęcza...
-Ty też 
-Ja też 
-Obydwoje jesteśmy jak jakieś papugi 
-We troje bo jeszcze Weronika 
-No tak jeszcze Weronika 
O wilku mowa.Podeszła do nas panna Weronika.
-Ludzie ja zjeżdżam bo Thomi mnie zaprosił na imprę z ich kadrą i szkoda by było odpuścić 
-Ale ja ci mojego auta nie dam 
-Spoko, spoko Didl przyjedzie 
-Ok 
-A starej kumpeli z starym kumplem nie weźmie?!-zapytała Si
-Nein,nein,nein,nein,nein 
-A ja na to: Me gusta! 
-Dobra ja się zwijam! Narka 
-Nara 
-Pa 
I sobie poszła wsiną w dal.
*oczami Stefanii* 
Weronika bydlaku zostawiłaś mnie sam na sam z tym Niemcem. A co jak mnie potraktuje tak jak Hitler Żyda? Ja się boję! Nie no żart... Ale nie było mi na rękę zostawać z Andim samemu dlatego, że on to takie duże dziecko i ma pomysły jak dziecko i się czuję za niego odpowiedzialna... Kretynko co ty chrzanisz przecież to dorosły facet z twojego wieku! Idiotko ty! Zamknijcie się!!! Ps.To nie do was tylko do mojego serca i podświadomości... Halo obudź się! 
-Si to co robimy? 
-Może wracajmy do domu... 
-A mogę cie zabrać do jednego takiego miejsca?
-To znaczy gdzie?
-Zobaczysz...
-No dobra 
Podeszliśmy do samochodu wsiedliśmy do niego po czym odjechaliśmy... Po kilkunastu minutach byliśmy nad górskim jeziorkiem obok którego było niewielkie molo... Słońce odbijało się w tafli wody, a ja byłam pod szczerym wrażeniem...     
-No Weli chyba przyznać muszę że gust masz niezły  
-A dziękuję ci bardzo... Ojciec mnie tu na ryby zabierał jak byłem mały, ale później już na to nie miał czasu i to magiczne miejsce poszło w zapomnienie 
-Smutno... 
-Oj tam, oj tam... Chodź usiądźmy
Usiedliśmy na molo zanurzając nogi w wodzie i wdaliśmy się w rozmowę jakbyśmy znali się od zawsze... 



I jak? Komentujecie=motywujecie pamiętacie nie? Ps.przepraszam że tyle czekacie ale nigdy nie mogę się zmobilizować i znaleźć
odpowiedniej ilości czasu do napisania rozdziału :* Pozdro dla wszystkich :) 

czwartek, 16 kwietnia 2015

Rozdział 9 "Ach te przepisy..."
*oczami Stefanii* 
Noc, noc, noc i tylko noc.To było w nocy.Znów usnęłam przed telewizorem z tym, że obok mnie był mój towarzysz Joachim (Weronika), który tak samo jak ja został znużony snem.
***
Ranek wyjątkowo ciekawy.Weronika spała pod moją kołdrą, ale na podłodze, a ja zawinięta w kokon z prześcieradła.Obudziłam się pierwsza następnie sięgłam po leżący obok mnie telefon i ujrzałam na nim godzinę 7:30.Było jeszcze dobrze, ale i tak wolałam niezwłocznie wstać. Jakby nigdy nic zeskoczyłam z łóżka i tak sobie wycelowałam w brzuch Wery. Pierwsze słowa jakie powiedziała to:
-Pogięło cię żeby na biednego człeka skakać?! 
-Sorry 
-Aha, co ja ci robię?! 
-Ja ci wszystko daję...-nasze ulubione powiedzonko-Dobra Weri sorki... Ale wstawaj już, bo mamy jeszcze 20 minut, a w drugi dzień szkoły chyba nie wypada się spóźniać...
-A no racja... 
I wstała, a ja weszłam do swojej garderoby w celu znalezienia sobie konkretnej stylizacji.Wygrzebałam z dna jakieś dresy koszulkę i bluzę, którą na siebie od razu wrzuciłam. Wyglądałam nie źle.Jeszcze tylko związać włosy i gotowe. Szybko ukikoliłam sobie koka i wyszłam z łazienki dążąc do kuchni gdzie spotkałam już gotową Weronikę ubraną w czarno-czerwone, kraciaste spodnie i czarną koszulę plus dość eleganckie buty za kostkę na płaskiej podeszwie ze złotymi klamrami. Wyglądała odjazdowo, ale to nie czas i pora na gadanie o stylizacji mojej przyjaciółki.Prędko zjadłyśmy drobne śniadanie i szybkim krokiem weszłyśmy do garażu.Miałyśmy zamiar jechać naszym nowym jeszcze nie testowanym Lexusem.Ja wskoczyłam za kierownicę walnęłam na tył torbę z książkami i wyjechałam z pomieszczenia.Nasz samodzielny dom sam się zamknął.I już w drodze. Na naszej ulubionej i mega przyjaznej górce, na której pchałam z Andim samochód jego mamy, spotkałyśmy takie czerwone Audi. Jechało średnią prędkością 80km/h, ale dla nas to było powoli 
-Si wyprzedź tego Niemcola, bo strasznie się wlecze
-Ok-dla mnie to był rozkaz, który naturalnie wykonałam.Co z tego, że to podwójne linie, srać to.Gaz do dechy i jedziemy. Przekroczyłam prędkość 110km/h i dzięki temu byłam szybciej w szkole wraz z Weroniką.Po chwili dojechało to czerwone Audi i okazało się że to wóz Andreasa. 
-No Stefania widzę, że ty z przepisami się nie przyjaźnisz...-powiedział chłopak wysiadający z Audi  
-A ty to niby co? Z tego co mi wiadomo w Niemczech dopuszczalne jest 60 ,a nie 80 
-Aj tam to tylko 20 
-No co tam...    
-Dobra laski chodźcie, bo się spóźnimy, a dziś z Heniem
-To znaczy? 
-Geografia...
-Yhym... Dobrze wiedzieć 
-Drodzy państwo może łaskawie zwrócicie na mnie uwagę co?-wtrąciła Wera najwyraźniej znudzona naszym dialogiem.Teraz już w ciszy weszliśmy w trójkę do budynku.Szybko ogarnęliśmy swoje rzeczy i weszliśmy do klasy stylem "zrób z siebie pośmiewisko".  
-O witam naszych drogich przyjaciół... Cóż się stało, że w tak spektakularny sposób się spóźniliście?-zapytał Chronicki 
-Panie psorze my...-zaczął Andi 
-Spotkały nas sprzeczności losu i tak jakoś wyszło-zaczęła bronić nas Weronika,  a ja z Andim przytakiwaliśmy tylko każde jej słowo 
-No dobrze usiądźcie  i zacznijcie słuchać 
-Tak jest!-powiedzieliśmy prawie równocześnie jak w wojsku  
Zasiedliśmy w swoich ławkach, ale raczej nie mieliśmy najmniejszego zamiaru słuchać tych pierdół o geografii Bawarii.Weszły w ruch tak zwane "liściki". Najpierw napisał Andi o treści:  
"dziewczyny dziś wciąż aktualne?"  
Odpisałam:
"o co ci chodzi?" 
I wróciło:
"O paintball'a" 
Odpisałyśmy wspólnie decydując 
"Tak a o której?" 
I znów: 
"Koło 16:00" 
A my: 
"Spoczko :)" 
I znów: 
"No to do wesołego zanudzenia się do końca lekcji :*" 
A my:
"wzajemnie"     
I na tym nasza konwersacja się zakończyła, bo Heniu (nauczyciel) zauważył, że nam wesoło i że mamy głęboko w nosie to co on chrzani o górach i pagórkach...  
***
Wreszcie mogliśmy się uwolnić z budy dla ludzi z naruszoną psychiką.Była 15:00 więc za godzinkę miała rozpocząć się bitwa.Szybko powróciłyśmy do domu zjadłyśmy obiad i poszłyśmy do Wellingera. 
-Cześć Andi!-powiedziałyśmy równo 
-Cześć dziewczyny... Wejdźcie...
Weszłyśmy do domu całkiem eleganckiego.W prawo do kuchni na wprost drewniane schody prowadzące na piętro, a z lewej niewielki korytarz prowadzący do reszty pomieszczeń znajdujących się w tym budynku.
-Chodźcie-powiedział wychodząc po schodach.Tak też uczyniłyśmy.Weszłyśmy do średniej wielkości pokoju na poddaszu.Panowała w nim dosyć przyjemna atmosfera. Całe pomieszczenie zalewały wszelakiego rodzaju odcienie niebieskości.Pokój połączony z garderobą tak jak mój i znajdowało się w nim również duże dwuosobowe łóżko, biurko, trochę porozkładanych gratów typu narty, gogle, kombinezon, kask itd. Od razu po przekroczeniu progu dostałyśmy swoje kombinezony i strzelby.
-No więc przebierzcie się...-zaczął 
-A gdzie jest łazienka, garderoba, przebieralnia czy coś w tym stylu?-zapytała Weri 
-W lewo i prosto 
-Ok dzięki... -i sobie poszła w cholerę 
-To ja... Może pójdę poszukać kombinezonu dla siebie, a ty się przebierz-zaproponował młody Niemiec 
-Dobra-i wszedł do garderoby, a ja poczęłam się przebierać.
*oczami Andreasa*
Mądra Weronika zapytała gdzie jest miejsce w którym może się przebrać, a Si wydawała się zakłopotana.W zasadzie się jej nie dziwię.Wlazłem do garderoby i zacząłem grzebać w moich rzeczach.Znalazłem dla siebie mój kombinezon, bo dziewczyną dałem kombinezony moich sióstr.Po chwili wylazłem tylko za wcześnie. Si była w samym staniku.
-Ej...!-zaczęła 
-Sorry już nie patrzę...-powiedziałem odwracając się z uniesionymi do góry rękami.Dziewczyna szybko założyła drugą część ubioru i powiedziała 
-Już możesz się odwrócić... 
-Sorki nie chciałem    
-Spoko 
Usiedliśmy obok siebie na łóżku i czekaliśmy na Weronikę.Po kilku minutach i ona zawitała 
-No jak ludzie możemy jechać? 
-Pewnie 
Zerwaliśmy się i całą trójką wsiedliśmy do mojego samochodu.Zapowiadał się ciekawy dzień.








Witam ludzie :) I co sądzicie o rozdziale? Błagam komentujcie ile wlezie :) Ps. Będę dodawać rozdziały co tydzień chyba, że będę miała jakoś więcej czasu to częściej i taka osobista prośba... Jak macie swoje blogi to podeślijcie mi do nich linki :) Z góry dziękuję i pozdrawiam  

czwartek, 9 kwietnia 2015

Rozdział 8 "Mężczyźni wy mnie załamujecie!"
Ja myślałam, że będę miała spokój, ale jak zapewne się domyślacie byłam w błędzie...Gdzie tam z takimi przyjaciółmi i sąsiadami to nudzić się nie da... Piłam sobie spokojnie piwo i oglądałam TV kiedy usłyszałam jakiś huk w moje okno. Z zaciekawieniem spojrzałam w nie i co ujrzałam? Tak Wellingera, ale jego później, pierwsze co mi się w oczy rzuciło to wielka czerwona plama na moim oknie... A Wellinger stał  jakoś tak dziwnie ubrany, bo co najmniej jak w wojsku.Kask, karabin i takie dziwne ubranie... Po chwili na oknie przybyło o dwie plamy więcej... I co się okazało? Tak, Wellinger zrobił sobie paintball'a w moją szybę.Otworzyłam szybko szklaną ścianę i już chcąc wydrzeć się na Andreasa dostałam centralnie w twarz niebieską kulką...  Wszystko się rozprysło na mej twarzy 
-Oj przepraszam Stefania-usłyszałam krzyk z dołu 
-Wellinger matole jak cię dopadnę to pożałujesz! 
-To po co wyszłaś? 
-Po to, abyś nie brudził mi okna! Będziesz to mył! 
-Dobra! 
-Ok...
-Przyjdę za 10 minut
-Dobrze czekam!
I poszedł do domu, a ja zamknęłam okno i kiedy chciałam usiąść na łóżku wpadła Weronika...
-Si masz jeszcze jedno piw... Matko Boska smerf!!!- lała ze śmiechu, a ja tylko zrobiłam pocer face'a  
-Ha! Ha! Ha! Żem się uśmiała-powiedziałam ironicznie zmierzając ku łazience 
-Wyglądasz bosko...-leżała na podłodze i się śmiała. wyszłam z łazienki, aby wyraźnie prosto w twarz powiedzieć jej co o tym myślę, a ona co? Od razu jak wyszłam z niezmytą twarzą walnęła fotę 
-U-suń-to!-warknęłam 
-Ups... Za późno już jest na Facebooku 
-Zabiję cię zaraz po tym jak umyję twarz!-weszłam z powrotem do łazienki i zaczęłam szorować... Szorowałam i szorowałam i szorowałam aż wyszorowałam, a wychodząc z łazienki weszłam w Andreasa 
-No cześć przyszedłem okno umyć...
-Dobrze... Wera daj ścierkę i płyn do okien!-krzyknęłam 
-Sama se weź!-usłyszałam krótką i zwięzłą odpowiedź 
-Też cię lubię!-szybko weszłam do pomieszczenia roboczego i wzięłam produkty adekwatne do pracy dla mojego kumpla.Szybkim krokiem weszłam do pokoju i wręczyłam rzeczy Andiemu 
-Welli, a tak a pro po po co strzelałeś w moje okno? 
-Chciałem żebyś wyszła się pobawić ze mną?
-W jaki sposób? 
-No mam drugą strzelbę na farby... I kombinezon z kaskiem też...
-Ooo... To ja chętnie... 
-To kiedy? 
-Nie wiem...
-Może jutro po szkole 
-Dobra pasuje mi... A teraz szoruj 
-Dobra dobra 
I szorował, a ja zeszłam do Wery i powiedziałam 
-Weri idziesz jutro postrzelać z paitball'a      
-Pewnie, a z kim i gdzie i kiedy?
-Jutro po szkole z Andreasem, a gdzie to nie wiem 
-Dobra no to idziemy...
Szybciutko wróciłam do pokoju i poinformowałam Andiego
-Słuchej jutro idzie jeszcze Wera ok?
-Pewnie... Może coś dla niej się znajdzie, a jak nie to pożyczę od Marinusa 
-Świetnie!
-A jak ci się podoba mycie okna?
-No powiem szczerze, że masz do tego talent-powiedziałam z nutką ironii jak i humoru w głosie
-Ależ dziękuję... 
*** 
Po tym jak Andi umył okno posiedział jeszcze parę minut i poszedł do siebie, bo się późno robiło... Jak wyszedł spostrzegłam, że na moim łóżku leży moja ulubiona czekolada... Ale co ona tu robi to nie wiem, ale przecież narzekać nie będę... Szybko rozpieczętowałam słodycz i się zajadałam... Później wbiła Wera z kolejnymi butelkami piwa i tak we dwie spędzałyśmy czas oglądając wesołe momenty z życia Chestera i reszty Linkinów...
*oczami Andreasa*
Ach te moje pomysły.Tylko narobiłem sobie roboty.Musiałem szorować okno mojej kumpeli... Ale są i plusy.Wyrwałem ją na paintball'a i jutro okaże się kto lepiej strzela.Usiadłem sobie na łóżku w moim pokoju i włączyłem mecz.Po chwili wpadła Tanja, a za nią Julia.
-Oj Andi żebyś ty tak chętnie u nas okna mył to by było cudnie-powiedziała Julia z lekkim wyrzutem
-No właśnie!-doprawiła Tanja  
-O dziewczyny ja jej okno uciapałem to i je umyć musiałem...
-To po co je ciapałeś?-znów Julia 
-Ach ty nic nie rozumiesz!
-Julia zostaw nas na chwilę-powiedziała Tanja... No pięknie zostanę z nią sam na sam... Ślicznie naprawdę...
-Andreas czy ona aż tak ci się podoba żeby jej okno brudzić?
-Nie... Po prostu chciałem ją w inny sposób zachęcić do zagrania ze mną w bitwę na farby 
-A z nami to jakoś nie chcesz grać!
-Ale ty o wszystko łapiesz focha...  idź się fochaj gdzie indziej.
-Dobrze-dynamicznie wstała i wyszła trzaskając za sobą drzwiami a ja kontynuowałem  poprzednie zajęcie... Oglądanie meczu.
 

 


I co wy na to? Komentujcie bardzo proszę :) Pozdrowienia dla wszystkich

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7 "Czas na wyprawę"
Powinnam się chyba przyznać, że powrót ze szkoły nie był nudny. Pierwszy dzień, a już takie rzeczy. Znaczy w szkole było fajne no bo poznałyśmy kilka nowych debili z którymi się zapewne zaprzyjaźnimy i będą jeszcze większymi debilami. Później odjazd ze szkoły i te teksty mamusi Andreasa "co w szkole synku" myślałam, że padnę, a najlepsze to znaczy pchanie samochodu. Weronice to fajne było. No może sobie trochę gardło zdarła, bo żeby ją jakiś kierowca usłyszał musiała się naprawdę głośno drzeć. A my z Andim przynajmniej mieliśmy okazję się lepiej poznać. Trochę sobie pochodziliśmy i popchaliśmy pośmialiśmy się i doszliśmy do wniosku, że między nami będzie fajna przyjaźń mimo iż znamy się od niedawna. Na koniec już pod domem krótkie cześć na pożegnanie.
-Weronika chodź!- krzyknęłam zza płotu
-Ale mi tu wygodnie- owszem dalej siedziała na masce
-Chodź albo zamknę drzwi i będziesz nocować na tym samochodzie!
-A gdzie tam do nocy przecież dopiero 15:35
-No to jeszcze do nocy spędzisz czas na masce
-Nie martw się mam znajomych!
-Ok to pa!- to były moje ostatnie słowa po czym weszłam do domu trzasnęłam drzwiami z wyjątkową gracją, a na sam koniec rzuciłam się na łóżko w salonie i przykryłam głowę poduszką.
*oczami Weroniki*
Ależ Stefania jest niecierpliwa. Nie może chwilę poczekać? Mnie było tak wygodnie na tej masce było tak cieplutko, a ta od razu najechała na mnie i jeszcze mi grozi że zamknie mi drzwi... Ale to niezaprzeczalnie również mój dom więc nie mam prawa. Zeszłam leniwie, a raczej zsunęłam się z samochodu i poszłam w stronę wejścia do domu... Moja przyjaciółka nie zamknęła drzwi na klucz więc weszłam kulturalnie trzaskając za sobą drzwiami i nie parząc na nic rzuciłam się na łóżko w salonie .Po chwili poczułam coś dziwnie miękkiego i ciepłego pode mną. Spojrzałam nieco w dół, a tam leżała Stefania z wyjątkowo zaciśniętymi dłońmi, a jej wyraz twarzy przypominał mi nieco sytuację w której Si ma potrzebę fizjologiczną.
-Coś taka wkurzona?- zapytałam
-Milcz...!
-O co ci chodzi?- widziałam, że ją to jeszcze bardziej denerwuje ale o to mi chodziło
-O nic... W ogóle o nic... Wszystko jest spoko cacy naprawdę
-To chyba dobrze
-Zamknij się!- wygrzebała się spode mnie i przeskakując co trzeci stopień schodów poszła na górę. Ja dalej sobie leżałam, leżałam i leżałam aż w końcu usnęłam.
*oczami Stefani*
Czasami mam szczerze powiedziawszy ochotę zabić Werę. Czy ona kiedykolwiek mnie zauważy... Czy kiedykolwiek będzie uważać?! nie wiem... Szybko wybiegłam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Tam dopiero mogłam się wyluzować. Walnęłam się na wyrko z tym że na nim leżał pilot w wyniku czego włączyłam telewizor. Oczywiście nie zresetował się i był mój ulubiony muzyczny kanał. Cieszyłam się, że wreszcie mogłam posłuchać jakiejś porządniej muzy. Tym razem moim uszom dała się usłyszeć piosnka "American Idiot". Boże co ja wtedy przeżyłam. Dostałam ataku euforii, a na mojej twarzy ukazał się uśmiech tak szeroki że trudno powiedzieć ile procent części twarzy mi zajmował. Rozkoszowałam się melodią dopóki nie usłyszałam dźwięku mojego telefonu."Kogo cholera niesie?!" zapytałam sama siebie w myślach, któż by inny jak nie Wellinger... Czegóż chce ten Niemiec z genialnym wyczuciem czasu
-Halo?
-Si?
-No tak jakby...
-Mam pytanie...
-No?
-Co jest zadane z fizyki bo nie pamiętam...
-Czekej
-Ok czekem
-To tak... Strona 94 w podręczniku... I coś tam mówił, że będzie z czegoś tam kartkówka...
-Ok dzięki wielkie...
-Spoko
-Cześć
-Pa
Rozłączyłam się i wcale szczęśliwa nie byłam bo mi piosenka uciekła...Byłam zrozpaczona bo miałam na nią ochotę. Złapałam takiego doła, że tylko dobre piwo mogło mnie z niego wyciągnąć. Zeszłam na dół do kuchni i otworzyłam lodówkę. A tam kolejny cios w moje biedne serduszko...Nie ma browara... Już myślałam, że się popłaczę.
-Stefi czego tam szukasz?- zapytała rozespana Weronika
-Piwa szukam ale mogłam się spodziewać, że z Diethartem wychlałaś wszystko bez wyjątków...
-Ale przecież była okazja to musiałam
-Yhym... To teraz ja tak bez okazji muszę iść po nie...
-To idź... tylko weź kilka żeby dla mnie starczyło...
-Jeszcze czego! Biorę tylko i wyłącznie dla siebie
-Zołza!
-Dzięki za komplement- dodałam ubierając buty. Wyszłam z domu po czym przypomniałam sobie, że zapomniałam jednej z najważniejszych rzeczy w moim życiu mianowicie telefonu. Szybciutko wpadłam do domu do pokoju i jeszcze szybciej wybiegłam z pokoju i z domu .I poszłam sobie na nogach do sklepu nie zważając na to, że nie wiedziałam gdzie jest. Poszłam w prawo i tak sobie szłam i szłam. Później skręciłam w lewo i znów sobie szłam i szłam, a potem znowu w prawo aż gdzieś doszłam. Jakiś taki market sobie był więc do niego kulturalnie weszłam. Przeszłam pomiędzy kilkoma regałami i doszłam do regału z alkoholem. No tak mnie wpuścić do takiego regału to błąd. Miałam kupić tylko dwa piwa, a na koniec kupiłam cztery piwa wódkę i dwa wina... Aha o szampanie bym zapomniała...Za wszystko zapłaciłam nie całe 200 euro... Na koniec opuściłam sklep i był mały problem... Nie maiłam pojęcia którędy przyszłam...Poszłam teraz jakąś alejką prosto później w lewo i wcale nie poznawałam tego miejsca. Jeszcze jak na złość ani jednej żywej duszy na ulicy. Super po prostu genialnie... Po kilku minutach wpadłam na zajebisty pomysł...Zadzwonię do Andreasa
-Halo?
-Cześć Andi
-Cześć...
-Mam mały problem...
-Tak?    
-Wyszłam sobie kulturalnie do sklepu i zapomniałam którędy szłam i się tak trochę zgubiłam...
-Yy... A gdzie jesteś?- powiedział przez śmiech
-Hym jakaś ulica... Bez nazwy
-A numery na domach?
-160,161 i tak dalej...
-O dziewczyno to się zapędziłaś dość daleko... Ale wiem gdzie jesteś...
-A możesz mi jakoś pomóc wrócić do domu?
-Oczywiście... Nie ruszaj się z miejsca zaraz tam będę...
-Ok dzięki...
I tak sobie stałam na środku chodnika. Stałam 5 minut nic stałam 10 minut nic dopiero po 15 minutach ujrzałam znajomą mi twarz... Twarz Andreasa .Chłopak był cały zdyszany
-O dziewczyno jakiego tu mi treningu dajesz...
-No nie przesadzaj to nie jest tak daleko
-Nie no w ogóle...
-Przepraszam...
-Za co?
-Za to, że ci głowę zawracam
-Nie zawracasz mi głowy...
Mała wymiana uśmiechami i wyprawa z powrotem do domu. Przeszliśmy kilkoma przecznicami aż wreszcie doszliśmy do domu. Przed wejściem powiedziałam
-Jeszcze raz ci dziękuję
-Nie ma za co
-Do jutra
-Do jutra
I tu nasze drogi się ucięły. Weszłam do domu, a tam od razu Wera
-Matko Bosko przecież miałaś iść tylko po dwa piwa
-Kupiłam trochę więcej
-Ale dlaczego tak długo cię nie było
-Aj trochę się zgubiłam
-Iii...?
-Wellinger pomógł mi wrócić...
-Aha... Dobra w szczegóły nie  wnikam ale mam taką sprawę
-Jaką?
-Daj piwo
-No dobra weź sobie
-Dzięki
I tu uchachana Weronika wzięła dwa piwa i sobie zaczęła oglądać jakieś nowe klipy LP na TV bo miała w nim Internet, a ja poszłam na swój telewizor i z piwem w ręce włączyłam sobie jakiś film. I to był mój sposób na chwilowe zabicie nudy, a jednak później ona mnie opuściła...




I co o tym myślicie? Ps.Przepraszam że musicie tyle czekać ale nie maiłam czasu pisać... Pamiętajcie Komentujecie=motywujecie Pozdrowionka dla was :* :)