czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 7 "Czas na wyprawę"
Powinnam się chyba przyznać, że powrót ze szkoły nie był nudny. Pierwszy dzień, a już takie rzeczy. Znaczy w szkole było fajne no bo poznałyśmy kilka nowych debili z którymi się zapewne zaprzyjaźnimy i będą jeszcze większymi debilami. Później odjazd ze szkoły i te teksty mamusi Andreasa "co w szkole synku" myślałam, że padnę, a najlepsze to znaczy pchanie samochodu. Weronice to fajne było. No może sobie trochę gardło zdarła, bo żeby ją jakiś kierowca usłyszał musiała się naprawdę głośno drzeć. A my z Andim przynajmniej mieliśmy okazję się lepiej poznać. Trochę sobie pochodziliśmy i popchaliśmy pośmialiśmy się i doszliśmy do wniosku, że między nami będzie fajna przyjaźń mimo iż znamy się od niedawna. Na koniec już pod domem krótkie cześć na pożegnanie.
-Weronika chodź!- krzyknęłam zza płotu
-Ale mi tu wygodnie- owszem dalej siedziała na masce
-Chodź albo zamknę drzwi i będziesz nocować na tym samochodzie!
-A gdzie tam do nocy przecież dopiero 15:35
-No to jeszcze do nocy spędzisz czas na masce
-Nie martw się mam znajomych!
-Ok to pa!- to były moje ostatnie słowa po czym weszłam do domu trzasnęłam drzwiami z wyjątkową gracją, a na sam koniec rzuciłam się na łóżko w salonie i przykryłam głowę poduszką.
*oczami Weroniki*
Ależ Stefania jest niecierpliwa. Nie może chwilę poczekać? Mnie było tak wygodnie na tej masce było tak cieplutko, a ta od razu najechała na mnie i jeszcze mi grozi że zamknie mi drzwi... Ale to niezaprzeczalnie również mój dom więc nie mam prawa. Zeszłam leniwie, a raczej zsunęłam się z samochodu i poszłam w stronę wejścia do domu... Moja przyjaciółka nie zamknęła drzwi na klucz więc weszłam kulturalnie trzaskając za sobą drzwiami i nie parząc na nic rzuciłam się na łóżko w salonie .Po chwili poczułam coś dziwnie miękkiego i ciepłego pode mną. Spojrzałam nieco w dół, a tam leżała Stefania z wyjątkowo zaciśniętymi dłońmi, a jej wyraz twarzy przypominał mi nieco sytuację w której Si ma potrzebę fizjologiczną.
-Coś taka wkurzona?- zapytałam
-Milcz...!
-O co ci chodzi?- widziałam, że ją to jeszcze bardziej denerwuje ale o to mi chodziło
-O nic... W ogóle o nic... Wszystko jest spoko cacy naprawdę
-To chyba dobrze
-Zamknij się!- wygrzebała się spode mnie i przeskakując co trzeci stopień schodów poszła na górę. Ja dalej sobie leżałam, leżałam i leżałam aż w końcu usnęłam.
*oczami Stefani*
Czasami mam szczerze powiedziawszy ochotę zabić Werę. Czy ona kiedykolwiek mnie zauważy... Czy kiedykolwiek będzie uważać?! nie wiem... Szybko wybiegłam po schodach i weszłam do mojego pokoju. Tam dopiero mogłam się wyluzować. Walnęłam się na wyrko z tym że na nim leżał pilot w wyniku czego włączyłam telewizor. Oczywiście nie zresetował się i był mój ulubiony muzyczny kanał. Cieszyłam się, że wreszcie mogłam posłuchać jakiejś porządniej muzy. Tym razem moim uszom dała się usłyszeć piosnka "American Idiot". Boże co ja wtedy przeżyłam. Dostałam ataku euforii, a na mojej twarzy ukazał się uśmiech tak szeroki że trudno powiedzieć ile procent części twarzy mi zajmował. Rozkoszowałam się melodią dopóki nie usłyszałam dźwięku mojego telefonu."Kogo cholera niesie?!" zapytałam sama siebie w myślach, któż by inny jak nie Wellinger... Czegóż chce ten Niemiec z genialnym wyczuciem czasu
-Halo?
-Si?
-No tak jakby...
-Mam pytanie...
-No?
-Co jest zadane z fizyki bo nie pamiętam...
-Czekej
-Ok czekem
-To tak... Strona 94 w podręczniku... I coś tam mówił, że będzie z czegoś tam kartkówka...
-Ok dzięki wielkie...
-Spoko
-Cześć
-Pa
Rozłączyłam się i wcale szczęśliwa nie byłam bo mi piosenka uciekła...Byłam zrozpaczona bo miałam na nią ochotę. Złapałam takiego doła, że tylko dobre piwo mogło mnie z niego wyciągnąć. Zeszłam na dół do kuchni i otworzyłam lodówkę. A tam kolejny cios w moje biedne serduszko...Nie ma browara... Już myślałam, że się popłaczę.
-Stefi czego tam szukasz?- zapytała rozespana Weronika
-Piwa szukam ale mogłam się spodziewać, że z Diethartem wychlałaś wszystko bez wyjątków...
-Ale przecież była okazja to musiałam
-Yhym... To teraz ja tak bez okazji muszę iść po nie...
-To idź... tylko weź kilka żeby dla mnie starczyło...
-Jeszcze czego! Biorę tylko i wyłącznie dla siebie
-Zołza!
-Dzięki za komplement- dodałam ubierając buty. Wyszłam z domu po czym przypomniałam sobie, że zapomniałam jednej z najważniejszych rzeczy w moim życiu mianowicie telefonu. Szybciutko wpadłam do domu do pokoju i jeszcze szybciej wybiegłam z pokoju i z domu .I poszłam sobie na nogach do sklepu nie zważając na to, że nie wiedziałam gdzie jest. Poszłam w prawo i tak sobie szłam i szłam. Później skręciłam w lewo i znów sobie szłam i szłam, a potem znowu w prawo aż gdzieś doszłam. Jakiś taki market sobie był więc do niego kulturalnie weszłam. Przeszłam pomiędzy kilkoma regałami i doszłam do regału z alkoholem. No tak mnie wpuścić do takiego regału to błąd. Miałam kupić tylko dwa piwa, a na koniec kupiłam cztery piwa wódkę i dwa wina... Aha o szampanie bym zapomniała...Za wszystko zapłaciłam nie całe 200 euro... Na koniec opuściłam sklep i był mały problem... Nie maiłam pojęcia którędy przyszłam...Poszłam teraz jakąś alejką prosto później w lewo i wcale nie poznawałam tego miejsca. Jeszcze jak na złość ani jednej żywej duszy na ulicy. Super po prostu genialnie... Po kilku minutach wpadłam na zajebisty pomysł...Zadzwonię do Andreasa
-Halo?
-Cześć Andi
-Cześć...
-Mam mały problem...
-Tak?    
-Wyszłam sobie kulturalnie do sklepu i zapomniałam którędy szłam i się tak trochę zgubiłam...
-Yy... A gdzie jesteś?- powiedział przez śmiech
-Hym jakaś ulica... Bez nazwy
-A numery na domach?
-160,161 i tak dalej...
-O dziewczyno to się zapędziłaś dość daleko... Ale wiem gdzie jesteś...
-A możesz mi jakoś pomóc wrócić do domu?
-Oczywiście... Nie ruszaj się z miejsca zaraz tam będę...
-Ok dzięki...
I tak sobie stałam na środku chodnika. Stałam 5 minut nic stałam 10 minut nic dopiero po 15 minutach ujrzałam znajomą mi twarz... Twarz Andreasa .Chłopak był cały zdyszany
-O dziewczyno jakiego tu mi treningu dajesz...
-No nie przesadzaj to nie jest tak daleko
-Nie no w ogóle...
-Przepraszam...
-Za co?
-Za to, że ci głowę zawracam
-Nie zawracasz mi głowy...
Mała wymiana uśmiechami i wyprawa z powrotem do domu. Przeszliśmy kilkoma przecznicami aż wreszcie doszliśmy do domu. Przed wejściem powiedziałam
-Jeszcze raz ci dziękuję
-Nie ma za co
-Do jutra
-Do jutra
I tu nasze drogi się ucięły. Weszłam do domu, a tam od razu Wera
-Matko Bosko przecież miałaś iść tylko po dwa piwa
-Kupiłam trochę więcej
-Ale dlaczego tak długo cię nie było
-Aj trochę się zgubiłam
-Iii...?
-Wellinger pomógł mi wrócić...
-Aha... Dobra w szczegóły nie  wnikam ale mam taką sprawę
-Jaką?
-Daj piwo
-No dobra weź sobie
-Dzięki
I tu uchachana Weronika wzięła dwa piwa i sobie zaczęła oglądać jakieś nowe klipy LP na TV bo miała w nim Internet, a ja poszłam na swój telewizor i z piwem w ręce włączyłam sobie jakiś film. I to był mój sposób na chwilowe zabicie nudy, a jednak później ona mnie opuściła...




I co o tym myślicie? Ps.Przepraszam że musicie tyle czekać ale nie maiłam czasu pisać... Pamiętajcie Komentujecie=motywujecie Pozdrowionka dla was :* :)  

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział :). Już nie mogę doczekać się następnego. Miała kupić tylko piwo, a skończyło się ja zwykle gdy kobieta idzie na zakupy :P

    Weny kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No już myślałam że się nigdy nie doczekam :P ale jednak...
    Bardzo fajny rozdział zresztą jak zawsze ;)
    Buziaki :* i weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń